|
|
www.polana.fora.pl Forum dyskusyjne Życie po życiu, Kontakt ze Zmarłymi, Odzyskiwanie Dusz, Oczyszczanie Energii, Egzorcyzmy, Świadome Śnienie, Oobe, Radykalne Wybaczanie, Rozwój Duchowy
|
Gdy zdarzaja nam sie ziemskie cuda ... - Wysłany: Pią 11:22, 05 Lis 2010 |
|
|
|
Zdarzylo sie to dobre dziesiec lat temu... poznym latem...
Bylam wtedy w Niemczech i ktorejs niedzieli J. zaproponowal podroz nad Jezioro Bodenskie, bo urodzil sie niedaleko.
Baardzo nie mialam ochoty wybierac sie gdziekolwiek, wolalam sie barlozyc, ale w koncu kolo poludnia zwleklam sie. Do celu bylo jakies 200 km.
Siadlam sobie wygodnie i zaczelam dosypiac brutalne wyrwanie z lozka.
Prawie cala podroz przedrzemalam, kolysana droga i muzyka z tasmy.
I nagle...
W uszach rozdzwonily sie dziesiatki zegarow, zegarkow i budzikow...
...To grali "Time" Pink Floydzi...
Podskoczylam wyrwana ze swobodnego sennego wedrowania i... weszlam w nowy sen...
Przede mna rozposcierala sie szeroka dolina, otaczajaca zewszad olbrzymie jezioro, a za nim, na horyzoncie bielily sie szczyty Alp. Samochod wraz z malownicza droga obnizal sie z wolna...
Wjechalismy w uliczki Meersburga, zaparkowalismy i reszte drogi w dol pokonalismy na nogach.
Dluugo schodzilismy w kierunku jeziora zygzakowatym labiryntem starego wysokiego zywoplotu oddzielajacego nas od mijanych za nim winnic. Byl tak gesty, ze trzeba bylo rozchylac galezie, by cos dostrzec.
Jakis czas spedzilismy na nadbrzeznej promenadzie, moczac jedynie nogi w wodzie, bo dzien, choc sloneczny, byl zimny i wietrzny.
Gdy wiatr wzmogl sie i zaczal zawracac koliscie liscmi w alei obok promenady, poszlismy nia, by znalezc zaciszne miejsce do zjedzenia i wypicia czegos.
Aleja sama zaprowadzila nas szpalerem drzew i malowniczych latarni do knajpki o kuszacej neonem nazwie MANEGE. Zblizal sie wieczor, wiatr zaganial nad nami chmury...
W duzym hallu stala na centralnym miejscu kasa. Prowadzily do niej dwie rownolegle chromowane porecze. Tuz przed nimi stal... karzel, wlasciciel. Kazdemu sciskal na powitanie reke i podawal magnetyczna karte z cenami. Potem kasjerka zakodowala na niej godzine wejscia.
Za kasa weszlismy przez otwarte dwuskrzydlowe drzwi...
Sala byla ogromna i ciemna... A okragle male stoliki rozrzucone po niej w pozornym nieladzie. Tylko ich blaty oswietlone byly malymi lampami halogenowymi zwisajacymi z wysokiego sufitu, ktory ginal w mroku wraz z ich zawieszeniem.
Sciane sali od strony skarpy przy jeziorze stanowily szyby ujete w metalowe ramy od podlogi, az gdzies hen... do niewidocznej gory...
Obecnosci ludzi przy stolikach mozna sie bylo jedynie tylko domyslac, po slabo widocznych sylwetkach...
Wszystkich oddzielaly od siebie niematerialne sciany mroku...
Przyciagnela nas do siebie ta szklana sciana i usiedlismy blisko niej.
Dzien gwaltownie zmierzchal, przykrywany coraz gestsza warstwa ciemnoszarych chmur...
Nadchodzila burza... Drobne fale jeziora zaczynaly przemieniac sie w coraz wieksze balwany i piane.
Kelnerka przyjela zamowienie wczytujac od razu okreslone ceny jednostkowe zamowienia w karte magnetyczna.
A balwany stawaly sie coraz wieksze... i coraz gwaltowniej i wyzej rozbijaly sie o wzmocniona betonem skarpe, piana siegajac juz do szyb...
spadajac po chwili coraz wiekszymi wodospadami w zbalwaniony dol.
Zamilklismy, obserwujac spektakl...
Olsniona patrzylam jak trzy, cztery metry przede mna, raz za razem rozpryskuja sie o szyby strugi spienionej wody, w koncu az do wysokosci pietra nade mna !
Za jakis czas moja uwage zwrocilo przeswitujace przez szklo i wode nowe zjawisko : z lewej i prawej strony alpejskich szczytow pojawily sie na horyzoncie bialawe sciany ulewy. Moment pozniej, w czesci srodkowej panoramy, chmury rozerwaly sie pod naporem wichury i... ukazalo sie olbrzymie zoltko zachodzacego slonca. Jego pomaranczowe refleksy migaly po srodku jeziora, barwily snieg na szczytach, krawedzie kurtyn ulewy i piane na szybach...
A bryzgi piany dochodzily juz coraz blizej niewidocznego sufitu...
Ledwo oddychalam chlonac te cuda Matki Ziemi, to nieprawdopodobne polaczenie wszystkich wrazen i widokow... Stracilam poczucie czasu...
W koncu, slabnaca burza wyzwolila mnie z transu zachwytu i powiedzialam do J. : "Wiesz ? Jestem w tej chwili szczesliwa".
J. zamruczal : "No widzisz, dobrze ze cie namawialem".
Gdy wychodzilismy, Karzel stal na swoim stanowisku, jakby go nie opuszczal i sciskajac nam reke na pozegnanie odbieral karte podajac potem kasjerce do podsumowania i skasowania naleznosci.
Wracalismy w mroku do auta milczac. Na niebie ukazywalo sie coraz wiecej gwiazd spod odchodzacych chmur.
Ruszylismy w droge powrotna. Na krancach horyzontu, co rusz pojawialy sie bicze blyskawic toczacej kregi burzy. To tu, to tam.
J. prowadzil, a ja bawilam sie nimi w zgadywanke, krecac dookola glowa i mowiac do siebie w glowie : "Teraz pojawisz sie tu, a teraz naprzeciw, a teraz chce z tylu..."
I tak bylo... czulam sie jak na haju, blisko, bliziutko zjednoczona z Ziemia i Niebem ponad Nia. Bawilam sie z nimi... One ze mna...
Jest to najwiekszy cud jaki przezylam i na razie ostatni...
Dwa wczesniejsze byly mniej rozbudowane, ale co zastanawiajace - kazdy kolejny cud byl wiekszy od poprzedniego...
Ale o tym juz innym razem...
A co Wy macie do opowiedzenia o swoich cudach ?
Wspomnienie takich chwil dodaje sil do zycia, gdy inne kola ratunkowe zawodza...
|
|
Ostatnio zmieniony przez Grey Owl dnia Pią 11:36, 05 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
- Wysłany: Pią 12:24, 05 Lis 2010 |
|
|
za_mgla
Mistrz Zmian
Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 5000
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy
Płeć: Kobieta
|
|
Cuda i cudenka Jolus
mialam wtedy 6 lat i jak w kazda niedziele, ciocia wiazala warkocze, mama zakladala mi kiecke, a Babcia glaskala po glowie.
szlam w strone kosciola z glowa pelna marzen, o lalkach ktore zostaly w domu, o karabinie pod lozkiem, o kurach grzebiacych pazurkami w ziemi, o psie Pimpku, ktorego bylam pewna, ze pochodzi z jakies bajki, i o indorze, ktory zawsze mnie gonil wtedy kiedy tylko zobaczyl....
tej niedzieli ciocia zlosnica jedna usadzila mnie w pierwszym rzedzie od oltarza, a braci porozsadzala po calym kosciele. nie moglismy nawiazac wtedy nawet kontaktu wzrokowego, a to juz byla dla nas pelna katastrofa dla szesciolatki, siedmiolatka i dziewieciolatka kosciol byl miejscem pelnym tajemnic, ukrytych twarzy, i ciemnymi budkami do ktorych podchodzili wierni i rozmawiali z ksiedzem siedzacym w tej o to budce. budka wielkiej tajemnicy - doslownie.
no i chcial czy nie chcial, musialam skupic sie na tym , co ksiadz nam tutaj opowiada, zieeeeeewalam na cale gardlo, oczy sie zamykaly, juz nawet nogami nie machalam, aby ogladac swoje sliczne lakierowane buty .
w pewnym momencie nad glowa ksiedza, a pod nogami Jezusa wiszacego na Krzyzu, powietrze zagotowalo sie, mieszalo sie i mieszalo, az w koncu ze sciany wyszla pani na niebiesko ubrana stojaca na duzej kuli z jakims lancuchem. bylam zauroczona, spokojna no i ciekawska, nie balam sie, nawet bylo mi obojetne gdzie jestem, co teraz robie, nic sie nie liczylo oprocz tej pani ze sciany. panie ze sciany mowila do mnie. na dzis pamietam tylko pourywane slowa.
z tego pieknego stanu wyrwala mnie ciotka, bo ponoc wszyscy juz wyszli z kosciola - oprocz mnie.
bylam zla na ciocie, ze mnie wyrwala z odwiedzin, wychodzac z kosciola odwracalam sie z nadzieja ze jeszcze ta pani tam bedzie - nie bylo Jej - a ciocia szarpala mnie i poganiala, ze obiad jej sie przypali....
Jolus super to Twoje spotkanie, super!!!!
|
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Idź do strony 1, 2 Następny
|
|
|