|
|
www.polana.fora.pl Forum dyskusyjne Życie po życiu, Kontakt ze Zmarłymi, Odzyskiwanie Dusz, Oczyszczanie Energii, Egzorcyzmy, Świadome Śnienie, Oobe, Radykalne Wybaczanie, Rozwój Duchowy
|
Falun Gong - Wysłany: Sob 21:51, 23 Lip 2011 |
|
|
ZBW
Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 313
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
|
Dobry Wieczór
(str.410)
„Gdy opuszczałem targi, zobaczyłem jak z pobliskiego budynku wybiegła grupa Chińczyków całkowicie różnych od tych, których dopiero co opuściłem. Ci byli bladzi, chudzi i na swój sposób opętani.
-Kim jesteście?- wyrwało mi się spontaniczne pytanie.
-Falun Gong. Falun Gong – odpowiedzieli chórem.
Zakończyli właśnie dwudniowy międzynarodowy zjazd, mający na celu „wymianę doświadczeń”.
Czytałem o Falun Gong, mistycznym ruchu, założonym w północno-wschodnicj Chinach przez Li Hongzhiego, dawnego komunistycznego urzędnika, zaledwie w 1992 roku, ale mającym już kilka milionów wyznawców w całym kraju. Wiedziałem, że rząd w Pekinie wziął ich na cel i poddał ostrym represjom, że komunistyczne służby bezpieczeństwa oskarżały adeptów o przynależność najpierw do „nielegalnej organizacji”, a potem do „diabolicznego kultu”, dotarło do mnie, że dziesiątki tysięcy z nich zostało aresztowanych, że wielu poddano torturom, niektórych zamordowano, a innych umieszczono w więziennych zakładach dla obłąkanych, ale nigdy nie miałem z nimi bezpośredniego kontaktu. Poprosiłem, aby ktoś ze mną porozmawiał i wyjaśnił mi ich koncepcje.
Odpowiedzieli, żebym nazajutrz rano przyszedł do ogrodu publicznego Kowloon „poćwiczyć” z nimi.
*
Opuściłem mój uniwersytecki pokój o piątej trzydzieści rano. Panowały kompletne ciemności, ale w ciszy dobiegały już głosy i od czasu do czasu śmiech tych, którzy wspinali się na wzgórze, żeby odbyć swoje ćwiczenia: piękni ludzie brzasku, którzy potem mieli się rozpłynąć w anonimowym tłumie rozpoczynającego się dnia.
Taksówka zawiozła mnie na stację metra, które przemykając pod ziemią i pod wodą zatoki, w ciągu piętnastu minut wysadziło mnie przed wejściem do parku Kowloon. Wyznawcy Falun Gong spotykali się na cementowym placu wokół wielkich donic z kwiatami. Stanąłem z boku, żeby ich obserwować. Przychodzili, zdejmowali bytu, rozkładali na ziemi kawałek plastiku albo gazety, siadali na nim w pozycji lotosu i koncentrowali się z zamkniętymi oczami.
Jedna z kobiet, najwyraźniej wyznaczona przez grupę, ustawiła na jednej z donic magnetofon i włączyła kasetę z chińską muzyka oraz głosem, który powoli i sugestywnie kierował ruchami ćwiczących. Kobieta dostrzegła mnie, wprowadziła do grupy i zaczęła uczyć różnych ćwiczeń, które miałem wykonywać najpierw stojąc, a potem siedząc. Były bardzo podobne do ćwiczeń gigong: ręce nad głową, potem na wysokości oczu, następnie przed brzuchem, aby podtrzymywać wyobrażoną kulę ziemską.
Ćwiczenia trwały ponad pół godziny, po czym około dwustu uczestników, wśród nich wiele kobiet i kilku cudzoziemców, podzieliło się na grupy, żeby czytać dzieła Mistrza Li. Każda grupa w innym języku: mandaruńskim, kantońskim, angielskim. Mała grupka czytała po szwedzku. Było to dwunastu przybyłych ze Sztokholmu, żeby „podzielić się doświadczeniami”. Na ich czele stał mechanik z elektrowni jądrowej. Pierwszy raz usłyszał o Falun Gong od kobiety zajmującej się akupunkturą; stał się wyznawcą i dał do tłumaczenia wszystkie pisma Mistrza Li. Powiedział, ze w Szwecji jest już kilkuset jego wyznawców.
Gdy poszczególne grupy dyskutowały o tym, co przeczytały, kobieta, którą najwyraźniej zobowiązano, żeby pomogła mi zrozumieć Falun Gong, przysiadła się do mnie. Była 0 jak wszyscy pozostali – prostolinijna, skromna, nie rzucająca się w oczy. Pani Hui miała około czterdziestu lat, jej mąż był inżynierem zatrudnionym przez rząd Hongkongu. Zaczęła od podarowania mi dwóch książek mistrza. Chciałem za nie zapłacić, ale okazało się to niemożliwe.
-Między nami nie może być wymiany pieniędzy – powiedziała.
Pani Hui praktykowała dopiero od dwóch lat. Usłyszała o Falun Gong od przyjaciółki. Zdobyła książkę, przeczytała i jej życie uległo zmianie. Nagle stała się bardziej witalna, uduchowiona. Wcześniej była chrześcijanką, ale nigdy nie zdołała żyć zgodnie z nakazami religii. Kochaj bliźniego swego jak siebie samego. To niewykonalne, jeśli jest się chrześcijaninem. Teraz, gdy przystąpiła do Falun Gong, było to dla niej łatwe.
Dlaczego?
-Ponieważ praktykowanie Falun Gong to przede wszystkim przyswojenie cech świata, aby wejść z nim w harmonię – odparła. - Harmonia to prawo wszechświata. Najprostsza rzecz jest największa. - Mówiąc to, złożyła dłonie w kształt piramidy i wskazała na szczyt jako punkt docelowy, w którym wszystko się skupia. - Naszą siła jest prostota. Dlatego możemy rozwijać się dużo szybciej niż ci, którzy kroczą innymi drogami. Nie mamy organizacji ani listy członków. Nie mamy biur, urzędników ani kapłanów. Informacje przekazujemy sobie ustnie; co najwyżej przez telefon komórkowy. Każdy jest wolny. Wszystko robimy dobrowolnie. Rząd chiński twierdzi, że jest nas już sto tysięcy. Nie wiem, czy to prawda, ale to też się dla nas nie liczy. Nie jesteśmy do niczego przywiązani.
Zapytałem, dlaczego są represjonowani przez reżim w Pekinie.
-Komuniści nas prześladują, ponieważ zrozumieli, że nie zajmujemy się wyłącznie ćwiczeniami fizycznymi. Pojęli, że interesuje nas tajemnica wszechświata, że chcemy wyjść poza czas i przestrzeń. Komuniści wierzą tylko w to, co widzą, a nienawidzą nas, bo zrozumieli, że my dostrzegamy nie tylko rzeczy, że żyjemy w innych wymiarach.
Pani Hui wyjaśniła mi, że podczas wszystkich swoich demonstracji, często spontanicznych i milczących, które odbywają się również w centrum Pekinu, domagają się tylko swobody publicznego wykonywania swoich ćwiczeń oraz możliwości drukowania dzieł Mistrza Li. Już musieli przenieść swoje wydawnictwo do Singapuru z Hongkongu, gdy ta kolonia angielska znów się znalazła pod kontrola komunistycznych Chin. Ale nawet to – jak powiedziała – ich nie zniechęciło. Nic – zapewniła mnie – nie mogło ich powstrzymać.
-Cywilizacja ludzka przechodzi kryzys. Jedynym sposobem na wyjście z niego jest praktykowanie przez jak największą liczbę osób fa, prawa powszechnej harmonii. My, którzy już to robimy, zamierzamy osiągnąć oświecenie w tym życiu, aby nie musieć się rodzić na nowo. Nie mówimy o tym publicznie, bo ludzie wzięliby nas za wariatów. Jednak nie ulega dla nas wątpliwości, że jeśli jesteśmy tu dzisiaj, to dlatego, że w różnych poprzednich życiach próbowaliśmy, staraliśmy się i w końcu stanęliśmy u celu. Nasz Mistrz Li bardzo nam w tym pomaga. To on dał nam narzędzia i wskazał rozwiązanie.
Zwróciłem pani Hui uwagę, że Mistrz Li to były urzędnik komunistyczny niskiej rangi, który – być może zaniepokojony tym, co rozpętał w Chinach – w 1996 roku uciekł do Ameryki. Żył tam teraz spokojnie z żona i córka z wpływów ze swoich książek, które były zbieraniną dawnych myśli taoistycznych, starych praktyk ezoterycznych, buddyzmu i wielkiej ignorancji. Nie pokazywał się, nie udzielał wywiadów, nie wysyłał wskazówek swoim wyznawcom. Wyglądało to tak, jakby sam skończył z Falun Gong.
-Pan Li interesuje nas nie jako człowiek, lecz jako nauczyciel – odparła, zupełnie nie obrażona. -Jeśli chodzi o książki , są punktem wyjścia. Liczy się regularna, codzienna praktyka. Celem jest oczyszczenie się ze wszystkiego, co negatywne. -Mówiąc to, zrobiła gest, jakby coś brudnego wychodziło z jej skóry i ulatywało do nieba. -Dążymy do podniesienia poziomu moralnego ludzkości.
Było coś patetycznego, ale jednocześnie wzruszającego w tej kobiecie. Pani Hui odzwierciedlała niepokój, który już znałem, niepokój tych wszystkich, którzy – jak anesteziolog z Nowego Jorku, który został sufim z kaszmiru – pragną dodać coś wielkiego do swojej małej egzystencji, coś, czego nie można kupić, a tylko zdobyć, coś, co nie należy do świata materii, tylko ducha.
W dodatku w dzisiejszych nowoczesnych społeczeństwach, w których każdy żyje coraz bardziej odseparowany i oddzielony od bliźniego, pociągająca staje się przynależność do czegoś, zaangażowanie wraz z innymi w jakiś projekt o rozmiarach globalnych. W zjawisku Falun Gong należy też brać pod uwagę to, co moim zdaniem jest jedną z największych tragedii naszych czasów: upadek chińskiej cywilizacji – najpierw śmiertelnie zranionej przez marksistowski materializm, a potem zmiecionej przez jeszcze bardziej niszczycielski rabunkowy kapitalizm.
Stare Chiny były złożonym społeczeństwem, utrzymującym spoistość dzięki konfucjańskim wartościom porządku i hierarchii, od których człowiek mógł jednak zawsze uciec, wkraczając w mistyczne ścieżki taoizmu i buddyzmu. Nowe, obecne Chiny charakteryzuje pogoń za pieniądzem i egoizm. Nawet owe nieliczne wartości socjalistyczne, które usiłował zasiać maoizm, uschły. Falin Gong jest także reakcją na tę sytuację. To nie przypadek, że pani Hui, chcąc dać przykład, jak ona sama stała się lepsza dzięki praktykowaniu Falun Gong, opowiedziała mi o czymś, z czego Chiny nie zrezygnowały przez tysiąclecia: z miłości synowskiej.
-W społeczeństwie chińskim – powiedziała – starcy zawsze mieszkali z młodymi. Ale ja przyjęłam wzorce zachodnie i chciałam mieć swobodę. Nie życzyłam sobie, żeby moja matka, gdy owdowiała, zamieszkała ze mną. Myślałem, że moje życie prywatne jest skarbem, którego należy bronić. Jednak pewnego dnia, kiedy zaczęłam praktykować Falun Gong, zdałam sobie sprawę, że ten skarb jest bez wartości, ze nie powinnam się przywiązywać, i postanowiłam zabrać matkę do siebie. To mnie zmusza do analizowania każdego swojego postępowania.
Wśród wielu innych spraw interesował mnie stosunek praktykujących Falun Gong do swojego ciała i choroby, ponieważ pierwotnie również oni z tego wyszli.
Li Hongzhi został Mistrzem, prowadząc kursy gigong, żeby utrzymać się w zdrowiu. Podczas pierwszych lekcji w 1992 roku „dotknął” wiele osób i „uzdrowił” je z różnych chorób. Potem jednak oznajmił, że nie będzie tego więcej robił. Chęć wyzdrowienia – powiedział – była błędnym sposobem zbliżenia się do Falung Gong. Uważał ją za formę „przywiązania”, którą należało przezwyciężyć.
-Tak. Mistrz uczy nas, abyśmy nie przywiązywali wagi do chorób – wyjaśniła pani Hui. - Nawet jeśli mamy objawy, powinniśmy je lekceważyć. U wszystkich chorych są one takie same. To nasza postawa w stosunku do tych objawów jest odmienna. I to właśnie się liczy.
Mistyczne sekty, takie jak Falung Gong, były zawsze obecne w chińskim życiu, szczególnie w czasach przemian i kryzysu wartości. Sekty te, zazwyczaj ezoteryczne i tajemne, odgrywały często ważną rolę polityczną, dawały początek wielkim buntom, jak powstanie tajpingów w dziewiętnastym wieku. I to właśnie z powodu siły, która nie zna rozsądku, rządzący zawsze się ich obawiali. Na przykład Sekta Złotego Kwiatu stała się tak bardzo wpływowa, że rząd cesarski w Pekinie w 1891 roku dokonał masakry piętnastu tysięcy jej adeptów. Było to ostrzeżenie dla innych, by nie mieszali się w sprawy państwa.
Święty tekst owej sekty, który bardzo zainteresował psychologa Carla Junga i z którego bez wątpienia czerpał Mistrz Li, formułując pewne zwoje teorie, miał zostać pierwotnie przywieziony do Chin przez pierwszych chrześcijan nestroriańskich. Następnie został wzbogacony o elementy konfucjańskie, buddyjskie i przede wszystkim taoistyczne.
-Wszystko jest przejściowe – uczono adeptów – poza Złotym Kwiatem, który rośnie na wewnętrznym gruncie oderwania od spraw świata.
W każdym okresie wielkiego kryzysu Chińczycy pozwalali, żeby rozkwitło wśród nich coś, co ożywi wiarę w wartość ducha. Falun Gong zdawało mi się mieć taki właśnie sens w aktualnej, pełnej chaosu sytuacji kraju.
Patrzyłem na osoby w parku Kowloon, jak składają swoje plastikowe maty i chowają porządnie do plecaczków; obserwowałem, jak włączają komórki i wkraczają w inny, normalny dzień życia dzisiejszego Hongkongu. Byli zwyczajni, może trochę zagubieni, ale zdeterminowani, gotowi nawet na męczeństwo i dlatego tak bardzo obawiali się ich komuniści, którzy wierzą tylko w siłę materii.
*
Pod koniec mojej wizyty w Hongkongu najbardziej utkwiło w mojej świadomości to, czego nie szukałem: ludzie z Falun Gong. Poruszyła mnie ich determinacja granicząca z szaleństwem.”
Natknąłem się na powyższe informacje w książce Tiziano Terzani pt. Nic nie zdarza się przypadkiem a zacytowałem je w tym miejscu aby ta i ta wiedza dotarła do innych.
Osobiście znany mi jest gigong i przez pewnie okres czasu sporo ćwiczyłem „Sześć tajemnych słów” - polecam każdemu i jako ćwiczenia profilaktyczne i po to aby odzyskać zdrowie i energię, ale przede wszystkim jako prosty sposób na to aby poprzez codzienne ćwiczenia choćby w ten sposób mieć łączność ze swoim duchem.
Każdy kto zapoznał się z moimi wpisami z pewnością zauważył iż kładę akcent na sprawy związane z przepływem energii.
Energii którą widzimy wszyscy w jej bezustannym ruchu, lecz której obecności świadomi są raczej nieliczni.
Miałem to szczęście iż poznałem przyczynę tego iż zachowujemy się tak jak zachowujemy – ale także znane mi jest antidotum (jeśli mogę tak nazwać sposób na powrót każdego z nas do normalności).
Każdy kto przeczytał ostatnią książkę Carlosa Castanedy pt Aktywna strona nieskończoności (tu na stronie każdy zainteresowany także jest więcej szczegółów na ten temat) – wie o czy piszę.
Pozdrawiam
Zbyszek
|
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|