ZBW
Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 313
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
|
Dzień dobry (takie polskie aloha)
Szukając wybranego fragmentu (aby go zacytować) natrafiłem na inny który tak naprawdę jest równie interesujący:
(z książki Tiziano Terzani pt. NIC NIE ZDARZA SIĘ PRZYPADKIEM) – kolejna wspaniała książka której uważne przeczytanie polecam każdemu.
(str.471)
„Kiedy pomyślę o dźwiękach, które towarzyszyły mojemu dzieciństwu – na przykład o dzwonach – i o tych, którymi otoczony jest dziś mój wnuk, wpadam w rozpacz.
Przestaliśmy śpiewać, żeby co najwyżej słuchać w systemie hi-fi innych. I to nie jest zdrowe. Spostrzegli to w latach sześćdziesiątych benedyktyni w pewnym francuskim klasztorze, kiedy niespodziewanie wszyscy zapadli na dziwną chorobę. Nagle zaczęli czuć się zmęczeni, przygnębieni i rozkojarzeni. Zebrali się i postanowili więcej spać. Ale to jeszcze pogorszyło sytuację: byli bardziej zmęczeni i przygnębieni niż kiedykolwiek. Zwrócili się zatem do lekarzy. Jeden z nich zasugerował, żeby zaczęli jeść mięso, czego nie robili od dwustu lat. Żadnej poprawy. W końcu bystry lekarz z Paryża odkrył, że w wyniku nowych zasad wprowadzonych przez Drugi Sobór Watykański przedsiębiorczy opat znacznie zredukował godziny śpiewu, aby zwiększyć czas przeznaczony na działalność wytwórczą. Zmieniło to rutynę klasztoru – powiedział lekarz i jako terapię zasugerował po prostu powrót do dawnych zwyczajów.
Po kilku miesiącach mnisi byli znów z znakomitym zdrowiu i dobrym humorze. Śpiew regulował ich oddech, a owo zestrojenie powodowało wzrost energii i witalności. Wysokie częstotliwości wywołane przez śpiew ładowały korę mózgową, wytwarzając stan euforii, który pozwalał mnichom czuć szczęśliwość w dzień i w nocy.
Coś podobnego działo się z nami w aśramie. Nawet w moim przypadku – choć fałszowałem.”
I znowu powtarzam: Od stopnia świadomości czytającego tylko zależy jak zrozumiał w/w informację i czy jest w stanie ją praktycznie wykorzystać z pożytkiem dla siebie i innych.
A teraz to na co chciałem zwrócić uwagę innych (oczywiście ma to także związek ze wcześniejszym cytatem)
(str.604)
„Dieter spotkał Orbita w Niemczech, kiedy szukał lekarstwa na tajemniczą chorobę, która dotknęła jego i córkę. Orbito ich wyleczył i Dieter z wdzięczności zaoferował się, że pomoże mu przy projekcie piramidy. Tajemnicza choroba? Miała coś wspólnego z polami magnetycznymi i z energią statyczną wytwarzaną przez fale radiowe i nowe linie do przekazywania danych. Według niego w tej chwili najbardziej szkodliwy wpływ na nasze zdrowie ma telewizja kablowa. Energia statyczna wywoływała u córki depresję, której nie łagodziły żadne lekarstwa, jemu zaś „zamykała serce” szczególnie w nocy – wyjaśnił – kiedy nasz organizm, podobnie jak kwiaty, zwija się sam w sobie. Orbito, dzięki różnym operacjom, uwolnił oboje od tej „negatywnej” energii, która przeniknęła do ich ciał z ziemi w miejscu zamieszkania”.
(…)
Czy naprawdę jesteśmy pewni, że linie wysokiego napięcia, które przebiegają nad naszymi domami, te wszystkie kable zakopane pod spodem, anteny transmisyjne ustawione na szczytach pobliskich wzgórz, telefony komórkowe, które trzymamy godzinami przy czaszce i wszystkie urządzenia używane w kuchni albo biurze... czy naprawdę jesteśmy pewni, że nie „zamykają nam serca”, nie powodują u nas jakiejś strasznej dolegliwości?
Przy obiedzie zapytałem Dietera, jakie inne prace wykonał ostatnio w Niemczech, i tu znów mnie zaskoczył. Wyspecjalizował się w domach spokojnej starości. Opracował swój model oparty na idei bardzo prostych, ale przewiewnych budynków, otoczonych jak największą ilością zieleni, a przede wszystkim pomalowanych na bardzo żywe kolory.
W Lipsku, gdzie na zamówienie lokalnej administracji zbudował tego rodzaju kompleks, doszło niemal do rewolucji. Bardzo wielu młodych robotników uznało bowiem, te domy, przeznaczone dla ludzi starych, oczekujących na śmierć, za dużo przyjemniejsze i wygodniejsze od tych, w których sami mieszkali, zaczęli więc je okupować.”
Pozdrawiam
Zbyszek
|
|