www.polana.fora.pl Forum dyskusyjne Życie po życiu, Kontakt ze Zmarłymi, Odzyskiwanie Dusz, Oczyszczanie Energii, Egzorcyzmy, Świadome Śnienie, Oobe, Radykalne Wybaczanie, Rozwój Duchowy
Są ludzie którzy umieją odczytać z zachodzących wydarzeń w ich życiu sygnały ,które są dla nich wytłumaczeniem dlaczego cos dzieje się w danej chwili,i tłumaczą sobie że po prostu coś co muszą "przerobić".
Było ostatnio u mnie parę zdarzeń i tak po tym ostatnim zastanawiam się, czy ten "ciąg" nie jest dla mnie jakimś sygnałem...
Opiszę tylko 2 przypadki.
Miał nadejść dzień Urodzin Mamy , już wieczór dnia poprzedzającego był dla mnie b. ciężki.Już wyobrażałam sobie swą "wizytę" na cmentarzu itp.Juz wieczorem zaczęło ściskać, boleć,już zaczynałam być TAM , a nie TU...I pomyslałam "jutro bedzie cięzko".
Nastepnego dnia rano obudzil mnie szum wodospadu i łomot sąsiadki do drzwi.Okazało sie ze rozstrzelnił sie kaloryfer i woda pod pieknym cisnieniem wylewała sie z kuchni poprzez długi przedpokój w kierunku drzwi wyjściowych. Zrobiła sobie piękne koryto, omijając przy okazji wszystkie pokoje.
Zanim przyjechała administracja( która nie umiała nic zrobić) , a poźniej maz( który zamknął specjalnym kluczem kaloryfer), mineło dobre pół godziny.W międzyczasie woda znalazła sobie drugi odpływ gdzieś miedzy płytami w ścianie i waliła juz po zewnętrznej elewacji, a ludzie idacy chodnikiem zadzierali głowy do góry( mieszkam na 3 piętrze).
A teraz czy uwierzycie, ze nie miałam żadnej szkody??!! W kuchni i przedpokoju lastriko mi sie ładnie wymyło , bo woda była ciepła. Nie wpłyneła pod zadną szafke w kuchni , po prostu zero zniszczeń. Tylko kaloryfer do wymiany.( Ale i to z naddatkiem pokrył mój ubezpieczyciel).
Gdzieś o 16 godz. ochłonełam i pojechałam spokojnie na cmentarz.
W zeszlym tygodniu musiałam udać sie do mieszkania Mamy, aby coś z niego wziąć. Chodze tam bardzo rzadko, gdyż widok Jej rzeczy działa na mnie po prostu fatalnie. Pomimo upływu czasu nie mogę sie zmusić do zlikwidowania tego wszystkiego.
No wiec i tym razem wyszłam z tamtąd totalnie obolała i zaryczana( dobrze ze było poźno,ciemno i padał deszcz). Przy aucie przekładając rzeczy w bagażniku w pewnej odległości za mną przechodził chłopak z psem( amstaff), no i to psisko będące na smyczy podbiegło do moich pleców, chwyciło za reke , przewrociło i pogryzlo.Chłopak oczywiście zniknał, ja wylądowałam na pogotowiu i teraz przerabiam całą serię szczepień- zastrzyków.
Opisałam tylko dwa przypadki ,które w jakis sposób utożsamiam z " przerabianiem żałoby". Było ich po drodze więcej, ale nie chcę za bardzo sie rozpisywać i Was wciągać w swoje historie.
Obawiam się ,ze ulegając zbytniemu rozpamiętywaniu i żalowi dostaję tzw. prztyczka w nos. A te "prztyczki" są coraz dotkliwsze, jakby je ktos stopniował .Opisałam Wam pierwszy i ostatni.
Dopiero ten zeszłotygodniowy przypadek , pokazał mi i uzmysłowił cały ciąg poprzednich zdarzeń i to wszystko jakos się układa w całość.
Sama nie wiem czy tak rzeczywiście jest, ale po prostu nie daje mi to spokoju.
A moze jednak przesadzam?
Miał nadejść dzień Urodzin Mamy , już wieczór dnia poprzedzającego był dla mnie b. ciężki.Już wyobrażałam sobie swą "wizytę" na cmentarzu itp.Juz wieczorem zaczęło ściskać, boleć,już zaczynałam być TAM , a nie TU...I pomyslałam "jutro bedzie cięzko".
Myślę że, wiązanie tych wydarzeń ze sobą w jakikolwiek związek przyczynowo-skutkowy jest bardzo ryzykowne, i szkodliwe dla komfortu emocjonalnego. Ma swoje źródło zupełnie gdzie indziej w Twoim nastawieniu
Cytat:
...I pomyslałam "jutro bedzie cięzko. Chodze tam bardzo rzadko, gdyż widok Jej rzeczy działa na mnie po prostu fatalnie.".
Krążenie wokół "straty", ciągłe utrzymywanie przygnębienia byłoby uzasadnione tylko w sytuacji, gdybyś była zadeklarowaną ateistką. A czy tak jest? Raczej wątpię, więc głowa do góry do przodu.
ciagle przebywanie Freyu w niskiej energii, nie dawalo ani Tobie odpoczynku, ani Mamie. Postanowilas wejsc wyzej, zaczelas szukac, odnalazlas ludzi, ktorzy jak tylko potrafili pokazali palcem co, jak, gdzie i kiedy wznosic sie do Gory.
Ba nawet sama zaczelas pomagac, wspierac, zaplakane twarze po stracie bardzo bliskich osob, zaczelas wlewac nadzieje i swiadomosc, ze spotkaja sie wszyscy razem pewnego dnia, ze wtedy zacznie byc naprawde cudownie, pomimo tego czasu, ktory tak plynie, przesiakniety zalem, smutkiem, potrafilas juz sama podnosic kleczacego nad żałobą, spiewac ciche melodie,aby lepiej sie zasypialo i uwierz lepsze i milsze byly te sny kiedy wspominalas, kiedy pytalas.
A w to wszystko wchodzilo nieraz ponowne zalamanie, i ponowne smutki, przebywanie w swoich myslach przesiaknietych obwinianiem i znowu zalem.
Ale juz poznalas ta deske ratunkowa dla siebie i Twoich bliskich, potrafisz mimowszystko juz stanac i na chwile wyprostowac swoje plecy i zgarnac prane do siebie, to dodaje sil - przeciez juz wiesz.
trzymaj sie wyprostowana nadal, prostuj sie kiedy dopadnie znowu niska, pozbawiona sily i milosci mysl, pamietaj jestes juz silniejsza o ta chwile, nastepna bedziesz juz rozpoznawala, podswiadomie, bedziesz wiedziala kiedy wstac, kiedy odejsc, kiedy przepuscic, ale tylko wsluchaj sie w ten wzor nadawania.
Nie dawaj sie, slyszysz? nie dawaj, a wszystkie te mary, koszmary, smutki beda odchodzic, juz wiesz ze Ty tez swiecisz, ze wszyscy swieca - o tyle jestes silniejsza i zarazem cenniejsza.
Mgiełko masz rację-wiem , wiem" o morze" więcej niż kiedyś.I rozumiem , pojmuję znacznie wiecej, jestem mądrzejsza i bardziej doswiadczona -wiele, wiele było rozmów z Wami Kochani, wiele było przeczytanych ksiażek, wiele dyskusji, poszukiwań, i znajdywań.Pytań i odpowiedzi.
I staram sie swiadomie nie dołować ( to już sukces!).
Ale jest jedna trudność, która bez przerwy wraca.I obawiam się że muszę po prostu nauczyć sie z nią żyć , a tego niestety jeszcze nie potrafię. Muszę nauczyć sie żyć z tym,że mam w sobie , noszę w sobie "poczucie straty".To jest takie małe światełko sygnalizacyjne gdzieś w środku, które sie zapala "samo od siebie" w różnych momentach dnia, w różnych sytuacjach. Po prostu . Jem obiad, idę ulicą, śmieję sie z dowcipu, patrzę ne ekspedientkę w sklepie( przykładów moze być wiele).... I wtedy -światełko i ukłócie bólu- potężne, niespodziewane.Tęsknota i ból straty, potwornej straty.
To takie "przypominanie" niezależne ode mnie, bo przecież wcale nie myslałam o Niej, nie pamiętałam, byłam rozluźniona, rozesmiana, wesoła ,i jeden moment, i wszystko w tym ułamku sekundy wraca.
I wszystko traci sens.
Nie umiem z tym jeszcze żyć.
PS. Adasiu, ateizm (czy wiara w Boga) nie mają tu nic do rzeczy.
Warto sprawdzić, kto czy co tak "wali", bo różne to istoty mogą być.
Może być twoje Wyższe Ja, które takimi "puknięciami" chce ci pokazać, że coś powinnaś zmienić
Może być jakiś twój aspekt, który z jakichś znanych tylko jemu przyczyn sprawia ci takie wydarzenia
Wreszcie może być to reakcja obronna twojej matki. Wiadomo jak działa nasz żal na tych, co są po drugiej stronie... więc mogła zrobić dokładnie to samo, co robimy w takich przypadkach tu, na ziemi: postawiła przeciwko niemu osłonę. A wtedy Lusz, który generujesz swoim żalem, odbija się od osłony i wali rykoszetem w ciebie.
Dla mnie to wygląda tak, że pokazują ci - "załatw jak najszybciej wszystko co konieczne i PUŚĆ to wreszcie"
Znam ateistę który właśnie tak tłumaczy swoją rozpacz że już nigdy nie zobaczy i poczuje bliskości osoby którą stracił.
Widzicie, to całe tłumaczenie tzw."kościelne",że spotkamy sie ponownie z naszymi bliskimi po śmierci jest dla mnie jak coś w rodzaju gadki do dziecka:"jak będziesz grzeczny ,to dostaniesz w nagrodę lizaka".
Pewnie, że mieć nadzieję na ponowne zespolenie jest lepiej niz jej nie mieć.Ale przecież to-TERAZ trzeba przeżyć jeszcze iles tam lat.Ale TERAZ trzeba pokonać tesknotę, żal,ból, rozłąkę i wreszcie obawę ( co tak na prawdę dzieje się z Ukochaną Osobą). I wreszczie,to TERAZ trzeba znaleźć sposób na dalsze życie.
Wiem, rozumiem,że wszyscy mówicie"PUŚĆ to, zamknij za sobą",i w jakimś sensie juz to zrobiłam ( 3 lata to kawał czasu).Nie ściągam Jej tu myslami, rozpaczą, jak to było na początku.
Problem dotyczy bardziej mnie niż Jej.Po prostu nie wraca do mnie zasadność mego życia, sens.Po odejściu Mamy zobojętniałam na wszystkie sprawy dot. mego zycia .Częściej myslami jestem TAM , niz TU.I to mnie chwilami przeraża.Uważam ( a raczej czuję wewnetrznie),że wszystko co mnie TU trzymało jest juz za mną,że nie mam TU juz nic do zrobienia.Czuję się jakbym żyła obok wszystkiego, albo jakbym oglądała przedstawienie w którym nie biorę udziału.Qrcze trudno mi to Wam wytłumaczyc...
No i tak jak juz pisałam wcześniej- dochodzi do tego to odczucie straty ,które mnie nie opuszcza( co też pewnie ma wpływ), a które w najmniej oczekiwanych momentach atakuje.
Problem dotyczy bardziej mnie niż Jej. Po prostu nie wraca do mnie zasadność mego życia, sens. Po odejściu Mamy zobojętniałam na wszystkie sprawy dot. mego życia. Częściej myślami jestem TAM, niż TU. I to mnie chwilami przeraża.
Nie jestem w stanie pojąć pustki po stracie najbliższej osoby, bo moi jeszcze żyją. Ja odczuwam każdą śmierć jako, uwolnienie się tej osoby od trudów życia, i zaraz nachodzi mnie refleksja "Ten to ma wreszcie spokój, a kiedy mnie ten zaszczyt spotka". Tak było z kuzynem starszym ode mnie o trzy miesiące.
Cytat:
Uważam (a raczej czuję wewnętrznie) że, wszystko co mnie TU trzymało jest już za mną, że nie mam TU już nic do zrobienia. Czuję się jakbym żyła obok wszystkiego, albo jakbym oglądała przedstawienie w którym nie biorę udziału. Qrcze trudno mi to Wam wytłumaczyć...
Może to jest odpowiedź i rozwiązanie, ta sama postawa skierowana na rozłąkę, może przywróci Ci właściwą perspektywę. Pewno zabrzmiało to okrutnie, ale niczego Ci nie sugeruję.
Post został pochwalony 0 razy
- Wysłany: Nie 13:49, 30 Maj 2010
polcia25
Dołączył: 22 Mar 2010
Posty: 734
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
Freya, jak ja ciebie rozumiem........
tylko ja ciągle czuję moja mamę w domu, za każdym razem gdy o niej pomyślę czuję spokój
też niedawno miała urodziny i zamiast świeczki na tort dostała świeczkę na grób,
ja mam wrażenie że ten spokój który mam zawdzięczam poniekąd mojej mamie
czasem jest tak, że siedząc w pokoju, słyszę jak mnie woła z kuchni, wchodzę i widzę jak robi pierogi na przykład w swojej podomce ulubionej, każe mi coś przynieść z balkonu, ot po prostu....
może to też pewnego rodzaju płachta ochronna moja żeby się nie pogrążyć i nie dostarczać mamie cierpienia TAM, a może sobie wpada od czasu do czasu, zagląda żeby zobaczyć co u nas, ugotować nam obiad...........
Czuję się jakbym żyła obok wszystkiego, albo jakbym oglądała przedstawienie w którym nie biorę udziału.
No to diagnoza się powoli klaruje: Wyższe Ja/Opiekun Duchowy kopie cię w tyłek, abyś z powrotem wróciła do życia na tym świecie. Jeśli sama nie dajesz rady, to może, najzwyczajniej w świecie, poszukać dobrego psychologa albo duchowego uzdrowiciela?
Bo będą kopać cię z góry coraz mocniej, aby przywrócić cię do tu i teraz. Do skutku. Włącznie z katastrofami, na skutek których będziesz musiała wrócoć do świata zając się tym, co jest tu i teraz.
Cytat:
tłumaczenie tzw."kościelne"
Jakie kościelne? Co to ma wspólnego z jakimkolwiek Kościołem? I z grzecznością? Toż tu ze dwadzieścia osób, jak nie więcej, bez przerwy pisze, jak to funkcjonują ci którzy odeszli i jak nawiązywać z nimi kontakt jeszcze przed naszą fizyczną śmiercią. Piszą w kółko to samo i to samo. Nasi bliscy żyją po drugiej stronie, jest im dobrze i można się z nimi kontaktować. Naszym bliskim będącym "tam" zależy na tym, abyśmy żyli "tu" zdrowi i szczęśliwi.
No właśnie , tak ostatnio zaczełam odbierać te rożne wydarzenia jako próbę "zakotwiczenia" mnie ponownie w TU i TERAZ.
[quote="pik33"]
Cytat:
Toż tu ze dwadzieścia osób, jak nie więcej, bez przerwy pisze, jak to funkcjonują ci którzy odeszli i jak nawiązywać z nimi kontakt jeszcze przed naszą fizyczną śmiercią. Piszą w kółko to samo i to samo.
Och, wiem przerabialam wszystko jeszcze na CUiO.Wręcz zachłysnęłam się Moenem( i inną tego typu literaturą).Tylko co z tego, jeśli po opanowaniu jego nagrań, uczestnictwie w Warsztatach Joanny etc.nic nie udało mi sie osiagnąć?!!!!
Cytat:
Nasi bliscy żyją po drugiej stronie, jest im dobrze i można się z nimi kontaktować. Naszym bliskim będącym "tam" zależy na tym, abyśmy żyli "tu" zdrowi i szczęśliwi.
Pik33 zapytam krótko:Masz na to dowód?
Ja przez 3 lata szukam dowodu ,ze to co piszecie-Ty, Moen, Monroe, i setki innych których czytałam, i czytam-jest prawdą!
Jak na razie bezskutecznie.
Po odejściu Mamy nasza łączność zerwała się. Ona jest gdzieś TAM( staram sie w to wierzyć), ja TU, bez żadnego( bezposredniego) znaku , czy potwierdzenia od Niej.
Myśle ,że w tym też leży sedno mojego problemu.
Nie mam dowodu,że Ona żyje, ma się dobrze, jest OK.Owszem wierzę w to , ale jak widać ta wiara nie do konca wystarcza, aby zamknąć problem...
Od jakiegoś czasu żadnych dowodów zresztą nie szukam.
Kilka razy w ostatnich czasach ot tak sobie zgłosiłem Pomocnikom chęc pomocy w "odzyskaniu" kogoś z Focus 23, przeprowadziłem owo odzyskanie i nie dbając o żadne weryfikacje, poszedłem sobie spać. Bardziej zależało mi na podtrzymaniu jakiejś praktyki sięgania do niefizycznego świata, "coby nie zapomnieć", niż na uzyskiwaniu weryfikacji.
Bo czym może być dowód? Ile może być dowodów? Nawet na tym forum są wypowiedzi ludzi, którzy kogoś odzyskali, mają weryfikację i dalej nie przyjmują tego do wiadomości.
Bruce Moen też odzyskiwał, weryfikował i nie wierzył.
Czy jakbym napisał, że dokonałem x odzyskań i mam y weryfikacji, to byłby jakiś dowód?
Przez kilkanaście lat, w czasie których, wychodząc z pozycji kompletnego ateisty, zaczynając drogę od od klasycznej "ezoteryki ucieczkowej", przechodząc przez różne etapy nauki chcianej i nie chcianej, wywracając sie wielokrotnie po drodze, osiągnąłem tyle, że nastąpiła erozja, rozpuszczenie się barier przekonań i dziś istnienie "tego wszystkiego poza" to dla mnie nie jest wiara, tylko oczywistość.
Wszystkie te "techniki", których uczą na kursach, to tak naprawdę tylko "magia", której celem jest przebicie bariery niewiary i zakorzenionego systemu przekonań, że "nie można". Kiedy ten system się rozpadnie, w celu znalezienia się na Focus 27 wystarczy zamknąc oczy i pomyśleć: "Focus 27". A nawet można i oczu nie zamykać.
Tylko czy to jest jakikolwiek dowód? Zawsze ktoś przecież może powiedzieć, że ja to wszystko sobie wymyślam. Zawsze, choćby nie wiem jak dobre były odbiory "stamtąd", można wszystko zwalić na wyobraźnię, halucynacje albo nieświadomą pamięć.
Tylko po co?
Post został pochwalony 0 razy
- Wysłany: Pon 10:35, 31 Maj 2010
Eve
Gość
Freyo, pierwsze, co mi się skojarzyło z twoim postem, to energia runki Laguz: nie blokuj emocji, które są w tobie, pozwól im przepłynąć przez ciebie. Nie rozpamiętuj, nie gryź się nimi. Niech płyną. Emocje są jak woda: wstrzymywane w końcu wybuchną i zaleją. Z drugiej strony Laguz mówi też o tym, by sięgnąć w głąb siebie, do swojego serca, duszy, intuicji. Tam szukać prawdy.
A co do warsztatów i nagrań - może za bardzo starałaś się coś osiągnąć?
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 2
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach