Freya
Mol Książkowy
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 2011
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy
Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
|
Moje dziecko wymysliło sobie w tym roku wolontariat na Ukrainie.
Poniewaz związana jest ze studencką bracią u Dominikanów- wlaśnie z tamtąd powstał pomysł.Wyjazd w 8 osób w ramach Fundacji PROUKRAINA.
Cel - osrodek dominikański w Fastowie pod Kijowem, gdzie jest od lat organizowana pomoc dzieciom z rodzin patologicznych.Taki dzienny osrodek pomocy dla maluchów.
Mąż był bardzo przeciwny temu wyjazdowi.
Jeszcze w ostatni wieczór przed jej wyjazdem tłumaczył- "to jest inny kraj niż na zachodzie, pozaunijny.Jak Ci się coś stanie, to nie wiadomo czy dostaniesz opiekę,my stąd nie bedziemy mogli do Ciebie nawet przyjechac( brak aktualnych paszportów).Nie wiadomo czy ktos zarespektuje tam twoje ubezpieczenie, a jak się coś stanie to gdzie będziesz szukać lekarza, szpitala itp...To nie Niemcy, czy Francja, to "dziki" kraj, kraj gdzie reakcje są nieprzewidywalne.Nie powinnas tam jechać.Nawet sama podróż jest niebezpieczna"(Sabinka miała jechać pociągami).
Córa tłumaczyła ,ze od lat ludzie z tego stowarzyszenia tam wyjeżdżają i nic się nie dzieje...Ze ona chce właśnie tam, a nie u "kapitalistów",że nic Jej nie będzie, ze bedzie uwazała, pisała SMS-y( minuta rozmowy = 5zł),itp,itp...
Ja sie nie odzywałam - gdzieś w środku czułam ,ze powinna jechać, spełniać swe marzenia, doswiadczac tego czego pragnie...
2 tygodnie i wróci...
Pierwsze SMS-y typu"dojechałam szczęśliwie( jechali na wlasna rekę),jestem na miejscu, jest OK"
Po tygodniu telefon.Pytanie:" czy jak dziecko odgryzło mi czubek termometru -to mogła tam być rteć?"
I wyjaśnianie:" sami gotujemy sobie i dzieciom, mamy też chore maluchy, którymi trzeba sie opiekować dzień i noc. Nawet jednego 2,5 letniego Miszę wzielismy z osrodka do swojego pokoju i w nocy go dogladamy"...
Pomyslałam - niezła szkola dla mojego dziecka- w domu ją odsuwam od obowiązków( wiadomo nauka, nauka, a kierunek ciezki- arabistyka), a tam proszę - pracuje ino huczy, czyli coś z pożytkiem dla niej i dla innych.
Pomyślałam "dobrze jest".
Na pare dni przed powrotem telefon- "Mamo moge o jeden dzień przedłuzyc pobyt?Pojechałabym z koleżanką do Kijowa, zobaczyc miasto, zatrzymam się tam też u Dominiaknów i wróce dzień poźniej."
Pomyslałam- jeden dzień , niech będzie.
Miała więc wracać w poniedziałek na noc ( zamiast w niedzielę).
W poniedziałek po połułdniu SMS-" nie wyjade dzisiaj, zachorowałam,bylam u lekarza, mam gorączkę i anginę. Przepisał antybiotyk. Wyjazd przełożyłam na jutro( przebukowałam bilety)".
We wtorek telefon:
"nie wyjade dzis tez. wczoraj dostałam 40 st. goraczki, bylo pogotowie , dali mi zstrzyk. Dzis ma przyjśc inna lekarka, bo mam dalej wysoką goraczkę"
Wieczorem: "lekarz był, antybiotyku na razie mi nie zmieniają, czekamy, moze ten zadziała w koncu".
Wczoraj(środa) telefon:
"bylam w szpitalu na konsultacji juz u profesjonalnego lekarza.Przez tydzień mam leżeć. Codziennie zastrzyk p.gorączkowy.. Porobili mi rózne badania.Jutro mam zlecone badanie serca,i pluc czy nie ma powiklań.Zmienili mi antybiotyk.
Dominikanie dbają o wszystko , placą za taksówki, dokładają sie do leków i wizyt lekarskich. Bo polskie ubezpieczenie tu nie działa.
Lekarka powiedziała,ze jak za tydzień będzie poprawa mogę wracać, a jak nie to zobaczymy..."
No i teraz zastanawiam sie,komu to doświadczenie było potrzebne: mnie , mężowi , czy córce..
Przeciez to żywcem wykrakana sytuacja.
Slyszę od Męża" to mysmy powinni reagowac na tego typu pomysły jako niepotrzebne, niemądre,bez sensu.Wiadomo że 20-sto latek ma inaczej w głowie niz my -dojrzali rodzice.Nie powinnaś jej na wszystko pozwalać."
A z drugiej strony, ja myśle -to juz dorosły człowiek, z głowa pełną planów, marzeń, z chęcią realizacji ich. Ktos zupełnie inny od nas.Czy mam jej tego zabraniać?Nawet jak się sparzy czasami i zaboli ją -ale to jest jej decyzja, to są jej konsekwencje, i to są jej wnioski i jej nauka.
Tylko jak oddzielic nadmierną troskę i chęć ochrony przed całym światem od zdroworozsądkowej opieki.
Jak to wypośrodkować?
|
|