Ania
Do³±czy³: 05 Mar 2012
Posty: 775
Przeczyta³: 0 tematów
Pomóg³: 6 razy
P³eæ: Kobieta
|
|
Pisa³a¶ posta, gdy w miêdzy czasie go edytowa³am
za_mgla napisa³: | Chorowaæ z braku milosci, uwa¿am, ¿e daje nam wieksze pole do popisu poprzez szukanie mi³o¶ci, daje nam wiecej wolnosci do tego, aby jej szukac. natomiast w tym stanie mo¿e tez nast±piæ "zamkniêcie" na temat. |
I tu w³a¶nie zale¿y od tego jaki jest "choruj±cy". U Iksiñskiego mo¿e byc tak, a u Kowalskiej odwrotnie
za_mgla napisa³: | Chorowaæ z mi³o¶ci to zadeptywanie tej mi³o¶ci. Jako tylko dawcy - bardzo trafne spostrzezenie Aniu - depczemy w miejscu, czesto przebywajac w wymyslonym jakims obrazie, kiedy ten nie daje nam nic, to wskakujemy w nastepny obraz, wyssiemy sie do suchej nitki i przychodzi przyslowiowy moment "uschnaæ z mi³o¶ci", a pozniej to juz niedaleko do obsesji na tym, czego sama do¶wiadczy³am, mo¿esz siê ze mn± nie zgodzic, ale to jesna punkcie nieobecnego odbiorcy. |
Mgie³ka, opieraj±c siê na tym czego sama do¶wiadczy³am pozwolê sobie nie zgodzic siê z Tob±. W mi³o¶ci nigdy nie depczemy w miejscu, nawet je¶li kochamy wyimaginowany obraz partnera czy partnerki. Mimo, i¿ po pewnym czasie mo¿emy odnie¶c wra¿enie ¿e naszym uczuciem trafiali¶my niczym kul± w p³ot to to nie prawda. Ona dociera³a tam gdzie powinna. Wierzê w to ¿e ka¿dy, absolutnie ka¿dy z nas mo¿e spotkac na swojej drodze uciele¶nienie w³a¶nie tego wyimaginowanego obrazu i ¿e ka¿de wyemitowane przez nas wcze¶niej uczucie mi³o¶ci do kogokolwiek innego, ostatecznie i tak w tajemniczy sposób trafia w³a¶nie do tej jednej jedynej wymarzonej osoby. Wszystkie poprzednie mi³o¶ci, mi³ostki i zauroczenia s± jak saporty przed koncertem, maj± co¶ w sobie z "gwiazdy wieczoru" choc ni± nie s±.
Nie dziwmy siê te¿, ¿e to tyle trwa. Ta prawdziwa zrównowa¿ona mi³o¶c któr± jeste¶my zdolni odczuc wbrew wszelkim pozorom i opiniom jest bardzo subtelna, nie ma w niej "przeci±gania liny", nie ma konkurencji partnerskiej, nie ma miejsca na indywidualn± realizacjê "ja", nie ma te¿ miejsca na pragnienia ani oczekiwania, jakiekolwiek by one nie by³y.
Droga, któr± musimy przebyc, wiedza - szczególnie duchowa - któr± zdobywamy winna i¶c w³a¶nie w tym kierunku, ca³kowitego wyzbycia siê indywidualnego spojrzenia na siebie, potem wszystko powinno siê ju¿ "samo krêcic", bo gdy ju¿ odnajdziesz tak± osobê uzmys³awiasz sobie, ¿e nie jeste¶ niczym innym jak tylko mi³o¶ci± do niej / niego i ¿e tak naprawdê by³e¶ / by³a¶ ni± ca³y czas, bez przerwy. Chcesz stanowic jedno¶c a w niej nie ma miejsca na jakiekolwiek objawy indywidualizmu.
Nawi±zuj±c do tego, co pisze Mirek, zauwa¿y³am w³a¶nie, ¿e w duchowo¶ci preferowany jest nurt, kochania wszystkich i wszystkiego. To piêkne je¶li kto¶ to czuje. Pamiêtajmy, ¿e jest jeszcze inna droga, "odliczania" od nieskoñczono¶ci do jednego, bo przecie¿ tu¿ przed Jedno¶ci± jest liczba DWA. I ta forma powrotu do ¬ród³a jest dostêpna dla ka¿dego i zaklêta w marzeniach ka¿dego cz³owieka, bez wzglêdu na to kim jest.
Tak wiêc niezale¿nie od tego, co z sob± pierwotnie nasz dar mi³o¶ci przyniesie, nie ma podstaw by u¿ywac okre¶lenia "choroby".
Rozwa¿aj±c wiêc pytanie czy choroba z mi³o¶ci to zauroczenie, jedno co mo¿emy zrobic to identyfikowac i porównywac uczucia, emocje z tym, czego wcze¶niej w swoim ¿yciu do¶wiadczyli¶my.
|
|