ddembus
Dołączył: 09 Maj 2010
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: 71
|
|
Na start sciskam was, Polu i Aniu, bardzo mocno, gdyz - choc nie ma dwoch takich samych sytuacji i uczuc temu towarzyszacych - mam wrazenie, ze wiem co przezywacie.
Chce od siebie napisac kilka slow, byc moze dodadza wam w jakis sposob otuchy.
W moim 23letnim (za tydzien ) zyciu doswiadczylam juz kilku zgonow blizszych lub dalszych osob. Najpierw moj przyjaciel w wieku 16 lat zostal wyrzucony z 10pietrowca, 50m od mojej bramy (on tez mieszkal na moim podworku, znalismy sie od przedszkola, ale na 2-3 lata przed jego odejsciem szczerze sie zaprzyjaznilismy). To bylo szokujace, ale w sumie dosc gladko to po mnie "splynelo", choc byl mi wtedy bardzo bliski; byc moze przekaz z jego strony byl bardzo wyrazny i czulam, ze na pewno jest mu 'teraz' lepiej i nie ma sie o co martwic.
Natomiast kolejny zgon przeszedl moje najsmielsze oczekiwania (a nawet, byl spelnieniem jednego z moich najgorszych koszmarow), byl totalnym szokiem. Kraju, chlopak, ktorego kochalam najmocniej na swiecie, w wieku 21 lat (prawie 3 lata temu) siedzac w domu, prawdopodobnie grajac na gitarze, mial wylew, zupelnie jak to sie mowi 'z głupa' (szok,- bo byl zdrowy, uprawial sporty, zadnych narkotykow, dla smierci mlodego czlowieka (poza wypadkiem) nie bylo dla mnie wtedy zadnego 'racjonalnego' wyjasnienia), szok, bo zmarl wtedy, gdy dopiero zdazylam zaakceptowac fakt, ze nie bedziemy razem (przed jego smiercia bylismy-nie bylismy razem, to bylo bardzo trudne i skomplikowane dla nas obojga). tak wiec ledwo pogodzilam sie z tym, ze nie bedzie moim partnerem, a ziemia usunela mi sie spod nog, gdy dowiedzialam sie, ze juz normalnie nigdy nie porozmawiamy.
Szok, żal i ból byly tak potezne, ze zajelo mi ponad 1,5 roku powrocenie do "normalnego" funkcjonowania. Pamietam pierwszy miesiac (zmarl we wrzesniu), gdy wszyscy zaczynali nowy rok szkolny, studenci wracali na studia, (on tez studiowal),a ja wiedzialam ze dla niego wszystkie doswiadczenia tu juz sie skonczyly, myslalam "och tyle mogl jeszcze zobaczyc, ach, tyle chcial jeszcze zrobic!" , zupelnie nie rozumialam czemu to sie stalo, czemu stalo sie jemu, czemu stalo sie mi. Absolutnie nie bralam pod uwage, ze kiedykolwiek kogos pokocham, ze kiedykolwiek bede sie szczerze i prawdziwie usmiechac, ze kiedykolwiek bedzie DOBRZE, bo wszystko, co czulam rozrywalo mi serce na strzepy. Pamietam, jak strasznie chcialam umrzec bo ten bol byl nie do zniesienia - a jednak go znioslam.
I nawiaze do tego, co pisaly wczesniej dziewczyny w tym watku - tak, utrata ukochanej osoby boli, tak; jest naprawde ciezko, tak, tesknimy, cierpimy, modlimy sie, wyjemy w poduszke, wyjemy gdy sie snia, wyjemy gdy jakies slowo, dzwiek czy zapach nagle nam przypomina o naszych bliskich. z tym nie da sie klocic, to jest etap, ktory teraz przechodzicie.
Ale jest jedna BARDZO WAZNA KWESTIA o ktorej musicie pamietac: nie ma innej opcji, niz przez to przejsc. Nie ma, trzeba te wszystkie rzeczy doslownie przerobic, przepracowac. Jest ciezko, jest naprawde kiepsko, bo nie wyobrazamy sobie konca udreki, ale mozecie zaufac mi na tyle, na ile to co tu pisze (i inni na tym forum) brzmi wiarygodnie dla was, na podstawie swoich doswiadczen - wszystko sie zmienia i te stany tez sie zmienia, i wy tez sie zmienicie. Pomijam to, ze tak mocne doswiadczenia wzmacniaja nieodwracalnie, rzucaja mocny snop swiatla na odwieczne pytania nt zycia i smierci, ale chocby wasza wiedza sie zmieni - nie bojcie sie siegac po ksiazki dotykajace spraw odchodzenia, przechodzenia na druga strone, omawiajacych szczegolowo wedrowke duszy. Nie bojcie sie pomagac sobie. Ja, bedac w ogromnym szoku, nie szukalam odpowiedzi ani w kosciele, ani w medytacji (ktorych zreszta wtedy jeszcze nie praktykowalam), ani u bliskich. Bylam calkowicie zamknieta na poszukiwanie odpowiedzi, zablokowana na uzdrowienie. to tez jest BARDZO WAZNE, by nie pielegnowac tego bolu za wszelka cene. Pewnie u was jest podobnie - czujecie sinusoide, sa dni kiedy lapiecie swiezy oddech w pluca, sa takie kiedy sytuacja dudni w calej glowie, wykreca serce, wyciska lzy, gdy wspomnienia nas calkowicie przygniataja. Same juz zauwazylyscie, ze czujecie sie troche inaczej niz na samym poczatku po smierci mam, ze juz jest cos inaczej. Czujecie pewnie tez zniecierpliwienie, bo chcialybyscie aby ten bol juz odszedl, a jednoczesnie przeciez jest on dowodem na to, jak bardzo wam zalezalo. Nie wiem, czy te poltorej roku u mnie to byl okres, ktory byl mi potrzebny do przezycia tego wszystkiego w pelni, byc moze nie uciekajac w rozne otepiajace substancje przerobilabym to troche szybciej i glebiej, dlatego (to tez jest bardzo wazne) nie starajcie sie uciekac, nie starajcie sie trzymac wizji was cierpiacych, bo to tylko moment, nastepny moment jest nowy i zupelnie inny. Zmienia sie bol, maleje? OK, to naturalne! Nie czujcie wyrzutow sumienia w zwiazku z tym, ze tesknicie "mniej" albo mniej płaczecie. Pamietam, ze bylo mi strasznie glupio, gdy zwrocilam uwage na jakiegos faceta, gdy spotykalam sie z kims, majac w sercu pulsujacego ukochanego. Pamietam, ze czulam do siebie zal i bylam na siebie zla, gdy mialam te "lepsze" dni, gdy pragnelam znowu zyc pelna piersia ---- nie pozwalalam sobie na powrot do "normalnosci", bo trzymalam sie kurczowo tego, jaka tragedia mnie dotknela, jak bardzo cierpie, jakie to wszystko jest bezdennie smutne i beznadziejne.
Wedlug ksiazek psychiatrycznych, sredni czas zaloby po bliskiej osobie z rodziny wynosi okolo roku, gdy sie przedluza, mozna sie martwic czy nie pojawily sie stany depresyjne. Oczywiscie, czas w kazdym przypadku jest wzgledny, kazdy przezywa tak trudne sytuacje inaczej i warto znajdowac sile w sobie, by kazdego dnia na swiezo patrzec na swoja sytuacje, na swoje uczucia, i widziec jak sie zmieniaja. Polu, masz za soba 9 miesiecy, Aniu, 5 miesiecy minelo od smierci Twojej mamy - jeszcze jest troche czasu kiedy wszystko bedzie sie kotlowac, ale to kotlowanie jest lzejsze z kazdym tygodniem, z kazdym miesiacem. Uczucie zalu i tesknoty zmienia sie, maleje i w to miejsce pojawi sie glebsze zrozumienie i akceptacja - to jest bardzo trudny proces, ale jednoczesnie bardzo wazny, to jak sobie z tym poradzicie, bedzie mialo ogromny wplyw na reszte waszego zycia.
W tym roku w lutym popelnil samobojstwo jeden z najblizszych mi ludzi na tym padole; od pierwszej rozmowy bylismy dla siebie jak brat i siostra. i choc wiele miesiecy wstecz widzialam, ze cierpi i probowalam mu pomoc, wiadomosc o jego smierci przyjelam zupelnie inaczej niz 3 lata temu. Czas leczy rany, ale czas jest tez po to, by dowiedziec sie samemu, sprawdzic na sobie, nauczyc sie i odkryc, ze smierc to nie koniec, ze ten kontakt NIE JEST STRACONY, ze bliscy sa nadal bliscy, po prostu kontakt fizyczny do ktorego przywyklismy wypadl z gry. Reszta jest tak samo, a nawet lepiej .... jestem pewna, ze za jakis czas to dostrzezecie.
a co do snow;
Aniu, mama Ci sie sni, mysle ze to bardzo duzo. Mi Kraju na poczatku nie snil sie w ogole, bardzo mnie to dobijalo, bo czekalam na kontakt, nawolywalam wrecz by dal mi jakis znak, by pokazal mi, powiedzial chocby we snie, ze jest mu dobrze, ze ten bol jest tylko wynikiem mojego przywiazania a nie tego, ze z nim stalo sie cos zlego. Mierzymy swoja ulomna ludzka miara, myslimy "o ktos umarl, co za strata", czesto zalujemy czego TA osoba juz nie zrobi, ze nas nie przytuli, ze ONA teskni, zalujemy ZA NIĄ, a to spory bląd, bo gdy nie wiemy co tak naprawde dzieje sie po smierci, opieramy sie tylko na swoich domyslach i emocjach, ktore w tym momencie zycia sa jak napięte struny w gitarze. Widzisz, mama Ci sie sni, to jest naprawde duzo, pomysl, gdyby nie snila sie w ogole. Mamy w sobie takie mechanizmy, ze zazwyczaj chcemy wiecej; Ty chcialabys z nia porozmawiac, przekazac jej, jak bardzo ja kochasz, uslyszec od niej, ze jest z Toba i ze jestes w jej sercu. Pomysl, kontakt werbalny to tylko kontakt werbalny, na planie fizycznym rozmawiamy za pomoca ust i slow, gdy spotykamy sie z bliskimi w snach, slowa nie sa wazne...
Zajrzyj do swojego serca, mysle ze pod gruba warstwa cierpienia (ktore jest - przykro mi to pisac - naprawde naturalne) znajduja sie wszystkie odpowiedzi na pytania, ktore chcialabys zadac mamie. Mysle, ze w glebi siebie doskonale wiesz, ze wszystko gra, choc zmienilo sie diametralnie; ze wszystko bedzie dobrze, choc jest inaczej bo mamy nie ma fizycznie obok Ciebie, i wiesz, ze spotkacie sie na pewno jeszcze nie raz. Po prostu postaraj sie nie tesknic za nia taka, jaka byla. Postaraj sie pamietac, ze odeszlo tylko fizyczne cialo do ktorego sie zdazylas przez tyyyyle lat mocno przywiazac, do jej dotyku, do jej zapachu; a przeciez kochalas ja za wnetrze, ktore nigdy nie bylo namacalne (i na pewno ta wlasnie jej "wewnetrzna istote" nadal bardzo kochasz i za nia tesknisz)
Jest blizej niz myslisz, i co wazne, potrzebuje Twojej akceptacji tej sytuacji i wlozenia ogromnego wysilku w zrozumienie, ze nie wroci na ten fizyczny plan na ktorym funkcjonowalyscie razem, i nie bedzie "tak samo" , ale to wcale nie znaczy ze bedzie czy jest gorzej.. To my nadajemy takie wartosci tym sytuacjom, pod wplywem silnych emocji ciezko nam zobaczyc pelny obraz, czesto ten obraz jest naprawde mooocno wykrzywiony ...
Pamietam u siebie ta faze przejsciowa, gdy z calego serca pragnelam, by Kraju wrocil; jak cierpialam, gdy snil mi sie funkcjonujacy "jak zwykle", choc doskonale wiedzialam ze to nie jest mozliwe, u mnie odruch wypierania tego, co sie stalo, sprowadzal mnie jeszcze glebiej na dno smutku i żalu, dlatego nie pograzajcie sie w tym, bardzo was o to prosze.
sciskam mocno i caluje
Wczoraj w nocy Kraju znow snil mi sie, a nie snil sie dawno; rozmawial razem z bratem w sloneczny, piekny dzien idac nad rzeka (w ktorej, nota bene, w tym snie gonil mnie jakis kosciotrup i probowal utopic (nie dalam sie ) I sniac ten sen, i widzac go, poczulam ogromne poruszenie w tej czesci serca, w ktorej za zycia zdazyl sobie wymoscic miejscówe ale to bylo zupelnie inne drżenie niz w snach pol roku temu, rok i trzy lata.
Glowa do gory, macie tu olbrzymie wsparcie, macie kupe literatury do pomocy, macie dzieci dla ktorych jestescie wszystkim, skupcie sie troszke bardziej na sobie i dajcie mamom odetchnac a i same siebie nie pałujcie strasznymi myslami,- wiem, ze one sa natarczywe i w polaczeniu z silnymi uczuciami bebniacymi wewnatrz was, potrafia stworzyc nie lada ciezar, ale zaufajcie samym sobie, swoim sercom, ze wszystko jest tak, jak mialo byc, ze to co was dogniata, jest do udzwigniecia i kazdy dzien jest kolejnym dniem bez nich "tu", ale ciagle z nimi bardzo blisko was.
PS
na pewno moglo wam przyjsc do glowy, ze utrata chlopaka w mlodym wieku gdzie "cale zycie przede mna" a utrata mamy ktora znalyscie odkac pamietacie, jest czyms innym. Mysle, ze w tych kwestiach nie ma miejsca na porownywanie czy jakakolwiek licytacje, byc moze teraz opisuje to, co osobiscie przezylam bardzo spokojnie, ale przez dobry rok przezywalam istny rozpierdol teraz ciesze sie zyciem na nowo, budze sie do zycia po kolejnym regresie samorozwoju, czego wam zycze z calego serca - badzcie silne, bo ukojenie przyjdzie, gdy tylko zrobicie mu miejsce.
edytowałam pare literówek i juz jest w miare czytelnie ; )
S O R Y że tak duzo wyszlo : )
|
|