za_mgla
Mistrz Zmian
Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 5000
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy
Płeć: Kobieta
|
|
Witam Kochane,
poczucie winy nie nalezy do pozytywnej energii, poniewaz nie czerpiemy z niej checi dzialania - bo usadza nas na tylkach - doprowadza do stanu deprechy.
Zanim to zrozumialam, tez poczucie winy bylo bardzo wysokie u mnie, bo nic nie zrobilam. Bylam wsciakla........i rozne takie podobne epitety krazyly w okol mnie.
Z biegiem czasu te uczucie zamienilo sie w zrozumienie bezradnosci w dzialaniu. Roznica pomiedzy jedna energia, a druga byla znaczaca, jak pierwsza wywolywala we mnie przygnebienie ku depresji, to ta druga z wscieklosci kierowala mna do dzialania.
Oczami wyobrazni, kiedy widzialam ja lezaca na lozku szpitalnym zaczynalam ja leczyc, tak jak potrafilam, tak jak wydawalo mi sie, ze robie to dobrze, babralam sie w syfie energetycznym choroby, a czolo Babci przemywalam czysta woda....
Nie pamietam juz ile czasu to trwalo, ale zaczela przychodzic w odwiedziny no i sie zaczelo.
Wielka przygoda, energia nowotworu juz nie byla taka straszna, wiec pozwolilam sobie na wejscie glebiej, setki analiz, rozrysowanych drzewek energii choroby, oczyszczanie Jej i siebie tez tak przy okazji pozwolilo na nastepne wnioski - nowotwory to straszne chujostwa - wielkim wysilkiem okazalo sie usiasc ze smiertelnym wrogiem i napic sie z nim kawy.
Bezradnosc trwala nadal, przypominala obawy Babci przed smiercia i ten jej strach w oczach. Kiedy wchodzilam do jej sali i widzialam ja tylkiem odwrocna do sali i patrzaca w okno wiedzialam, ze ktos umarl lezacy na sali. Umysl Jej bronil sie do ostatniej sily, swiadomosc odejscia zachowala do ostaniego tchu. Wylam.... stalam w astralu i tupalam, zaciskalam piachy i podswiadomie nie wiedzac jeszcze o tym, wybralam wlasnie te droge bioenergoterapeuty.
Badac z Nia w astralu, pomiedzy roznymi dziwnymi rzeczami, ktore mnie spotykaly, zawsze rozmawialysmy o Jej samopoczuciu i chorobie - nosila ja w sobie bardzo dlugo, a ja juz w czasie nauki od innych ludzi wiedzialam jak oczyszczac, jak pracowac, zeby móc dojsc jeszcze glebiej do nowotworu.
Na szczescie chciala wspolpracowac, do obcych bardzo nieufna, chociaz bardzo cieply czlowiek, zawsze dostawali wszyscy tone ciepla z informacja w tle, zeby nie wchodzic dalej.
Pamietam doskonale moment, kiedy paciarajstwo wyszlo, takiej mlucki nigdy nie zapomne, Dusza padla jak dluga, a ja zajeta demolka nawet nie moglam podejsc. Wtedy zaczela sie glebsza jazda i nagle cisza.
Wzielam Duszyczke za nogi i zatargalam do Jej wlasnego domu. Padlysmy obydwie.
Tesknota, tesknota, tesknota to tak jakby czlowiek sam dopieszczal sie obecnoscia w pamieci Kogos kogo juz nie ma. Mamy we wspomnieniach album ze zdjeciami, jak dobrze kiedy sa obecne tylko te pozytywne zdjecia.
" ...stojac na podworku wzielysmy sie obydwie za rece i zaczelysmy sie obracac, przysiegajac sobie pomoc, pamiec, zrozumienie i zaufanie".
No i sie zaczelo, pytalam czy juz przeszla do "Nieba" patrzyla sie do mnie i mowila - jeszcze mam sporo do zalatwienia. no i ten powalajacy, cieply usmiech. latala po miejscowosci w ktorej mieszkalysmy za jej zycia razem, przychodzila noca i rzucala imionami swoich znajomych, Gienia, Mietek, Stefa, Antek, kiedy chcialam cos powiedziec zakrywala sie bardzo jasna energia, oslepiajaca ciepla zaslona i tyle ja widzialam.
W realu przychodzily tylko informacje o kolejnych pogrzebach.
I przerazalo, ale tez i pociagalo, czasami przystawala, smutniala, bo choroba. wtedy obiecalam, ze bede pracowala z jej nowotworem skoro jeszcze o nim pamieta.
Pracy duzo, na nowo rozplaszczanie energii, i znowu ten sam wniosek, ze to jak taran i nie rozglada sie na boki.
Pare miesiecy temu, przysnila mi sie, ze wraca do domu na stale, widzialam ja z walkami na glowie, jak gotuje obiad, jak wita swoich Gosci - wszyscy juz nie zyli, pomagalam jej nakrywac do stolu, nalewac wode do szklanek - wyczyn pierwsza klasa i wciaz rozmawialam o Górze, o Swietle i Milosci. i nzowu te jej oczy i - jeszcze nie teraz, nie teraz.
W realu dzialy sie rozne rzeczy w moim zyciu, i ja i Ona potzrebowalysmy siebie.
Pare nocy temu, wchodze do domu z dziecinstwa, zamiast kuchni sypialnia ze swieza posciela, w salonie kuchnia, w toalecie salon - nie wiem jak jej to wszystko sie pomiescilo, w nieuzywanej czesci domu zrobione nowe pokoje wszystko ze smakiem i jej w stylu i ten caly stary - nowy dom jakis taki, ze zyje wlasnym juz rytmem. Patrze sie na Nia i mowie
- to co? lecisz juz?
- tak
Zryczalam sie przez sen niesamowicie, probowali mnie budzic, ale szybko krecilam glowa, zeby mnie zostawili.
wielka wewnetrzna walka, ma odejsc, czy niech moze zostanie ze mna i dla mnie, dla mojego chcenia.....zrozumialam w ciagu mili sekundy, zrozumialam, ze ma odejsc, ze to co miala tutaj jeszcze zrobic to zrobila
u mnie unormowalo sie, nauczylam sie pracowac z nowotworami, nauczylam sie wiele i Ona tez.....Dusza upadla pod stolem, podeszlam spokojnie, oparlam jej glowe na swoich kolanach, po maluch drgawkach powiedziala tylko, ze ciezko jej w dolku
- w ktorym dolku? i po chwili mowie - to Dusza Babciu, wyjdz i idz w strone Światla.
czakra serca otworzyla sie, widzialam tylko dwie energie zielona i jasno - bialo - pastelowa, bylo czysto, bezpiecznie. zarysowala sie energia przede mna jakby sciana z tych kolorow, energia zyla, poruszala sie.
odglosu idacych stop nigdy nie zapomne.
dziekuje, ze moge o tym smialo napisac, dziekuje
Ewa
|
|