|
Też kompletnie nie wiem, kto powiedział mi prawdę o Krzysiu. Gdy sama próbowałam Go odprowadzić, usłyszałam, że nie zrobiłam tego skutecznie. Pierwsza osoba podjęła się tego, powiedziała, że był przy mnie, nie chciał odejść, powiedział, że kocha i będzie na mnie czekał. Druga osoba, że tamta absolutnie nie ma takich mozliwości, by odprowadzać, żebym się modliła. Ta modlitwa jest piękna i nie sądzę by była szkodliwa, mówi o sercu bożym, miłości, szczęsciu. Potem znalazłam w innym miejscu osobę, która zawodowo trudni się ezoteryką. Opisałam nasz czas i relacje. Aha, jakiś miesiąc wcześniej, śniło mi się, że ktoś powiedział, że 2 listopada Krzyś się ze mną skontaktuje. 2 listopada pojechałam więc do Niego na cmentarz, razem z naszym przyjacielem. Nic tam się nie działo, poza tym, że się popłakałam, ale wieczorem dostałam maila od tej osoby, która napisała mi, że On kazał przekazać, że bardzo mnie kocha, tęskni, że nie umiał żyć więc nie żyje. Ze nie chce teraz odejść i nie odejdzie. Napisała też, że jesteśmy bliżniaczymi duszami i że złożyliśmy sobie przysięgę, że zawsze będziemy razem i dlatego mam syna, żeby złamać tę przysięgę - cóż syn powoduje, że czuję obowiązek by żyć, póki on nie osiągnie samodzielności. Jednak ten, który powiedział, że ta pierwsza osoba nie potrafi odprowadzać, stwierdził, że to bzdury, że Krzyś jest w focusie, gdzie oczyszcza się z poczucia winy. Zwróciłam się do jeszcze jednej osoby, która wróży z run. Niewiele jej opowiedziałam, żeby niczego nie sugerować. Powiedziała, ze byliśmy wcześniej razem i że on jest zagubiony i że nie odejdzie jeszcze co najmniej rok, że sam musi zaakceptować swoją śmierć i ja muszę to zrobić. A ostatnio moja ezoteryczka powiedziała, że Krzyś odszedł do nieba i jest szczęśliwy. W co ja mam wierzyć? Krzyś nie kontaktuje się ze mną, ja od tamtego świata jakbym grubą zasłoną była oddzielona.
|
|
|
|