www.polana.fora.pl Forum dyskusyjne Życie po życiu, Kontakt ze Zmarłymi, Odzyskiwanie Dusz, Oczyszczanie Energii, Egzorcyzmy, Świadome Śnienie, Oobe, Radykalne Wybaczanie, Rozwój Duchowy
Moje życie legło w gruzach 24 października tego roku, kiedy zmarł nagle, na zawał, w domu na moich rękach mój ukochany mężczyzna
Zycie mnie nie rozpieszcza..........ale rok temu, gdy zamieszkaliśmy razem nabrało barw, nabrało sensu, przestałam się bać życia
Poznaliśmy się 3 lata temu, oboje byliśmy w związkach........strzała amora trafiła w nas jak grom......
Ja rozwiodłam się dwa tygodnie po śmierci ukochanego. On nie zdążył......dwa dni po jego pogrzebie przyszedł z sądu termin rozprawy rozwodowej.
Tak bardzo oboje czekaliśmy na formalne uregulowanie naszych spraw.......wydawało nam się, ze nic i nikt nas już nie rozdzieli - zrobiła to za nas śmierć
Nigdy nie kochałam tak bardzo i już nie pokocham nikogo, jak Jego.
Spędziliśmy ze sobą rok........cudowny rok, którego nigdy nie zapomnę.
Praktycznie się nie rozstawaliśmy w ogóle, rozumieliśmy się bez słów......było nam jak w Raju w każdej sferze życia, w każdej.
To była, jest i będzie jedyna prawdziwa miłość mojego życia........tak często mówiliśmy to sobie i żałowaliśmy, ze nie spotkaliśmy się 20 lat wcześniej.
Często padały pytania, dlaczego życie nam spłatało takiego figla i nie trafiliśmy na siebie wcześniej.........a z widzenia znaliśmy się właśnie ponad 20 lat.....
Czuję się dzisiaj jakby odeszła wraz z nim jakaś część mnie
Życie straciło sens......
Pomóżcie mi zrozumieć dlaczego moje/nasze szczęście trwało tak krótko? Dlaczego tak boleśnie i nagle śmierć nas rozłączyła.
Tak chciałabym wierzyć, że on jest przy mnie, ze mnie widzi, czuje.......bo czasem to nie wiem czy to moja wyobraźnia czy prawda
Jestem osobą, która zawsze miała bardzo intensywne sny.
Dlaczego On mi się nawet nie śni? (fakt biorę obecnie antydepresanty i tu dopatruję się przyczyny przytłumienia mojej duszy)
Pozwólcie mi to wszystko zrozumieć Połapać końce sensu tego wszystkiego co się stało
Błagam Was o pomoc. Wizyty u psychologa nie wiele mi pomagają........
na sam poczatek pozwol, ze przytule Ciebie tak bardzo, bardzo mocno na jakis czas.
Nie wiem moze dzien, lub dwa, odezwe sie dalej.
Narazie przytulam, a Ty rycz, smarcz - rekawy mam dlugie - wystarcza.
Dziękuję Ewo
Czasem płacz mi pomaga.......ostatnio nie bardzo.
Wczoraj miałam kryzys.
Staram się jak mogę pomóc sobie samej.......ale pogubiłam się już w tym wszystkim
Wiele rzeczy w moim życiu dzieje się przez przypadek.
Od dawna szukałam miejsca w necie, gdzie mogłabym porozmawiać o tym wszystkim co się stało i dzieje.....
Na to forum trafiłam przez przypadek. Ktoś podał jego nazwę na forum tarotnet, gdzie się swego czasu udzielałam i zaglądam tam często do dziś.
Ale dopiero wczoraj trafiłam tutaj......
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Thelema dnia Wto 12:02, 29 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
Napiszę jeszcze jedną rzecz, muszę, chcę to wyrzucić z siebie........
Formalnie pogrzebem zajęła się Jego żona (niestety nie mogłam nawet odebrać aktu zgonu) Formalnie nie miałam żadnych praw
Na pogrzebie stałam z boku, nie weszłam nawet do kaplicy (pożegnałam się z nim w domu) Czasem tego żałuję bardzo, że nie pożegnałam się z Nim przy trumnie
Z wielu powodów nie chciałam robić sensacji dla gapiów i Jego rodziny (to małe miasto gdzie mieszkam)
Tak naprawdę......jak tam stałam, to nie czułam Jego obecności, miałam wrażenie, że Go tam nie ma......tam leżało tylko ciało. Może to tez powstrzymywało mnie przed wejściem do kaplicy......
Najtrudniejszy był 1 listopada........nie mogłam oficjalnie być w tym dniu na cmentarzu, chociaż bardzo tego pragnęłam w duchu. Poszłam dopiero wieczorem.
Dzisiaj jest tak, że moje znicze, które palę, ona wywala po prostu (ot taka mało miasteczkowa moralność......czego to się nie robi dla ludzkich oczu)
Odcięłam się od tego, gdy idę na cmentarz, zapalam znicz dla siebie i Jego........i tak naprawdę jest mi wtedy smutno,bardzo smutno, ze nie zdążyliśmy formalnie uporządkować naszych spraw......tak nie wiele czasu zabrakło
Przy Jego grobie czuję się jakoś nieswojo. Ona tam rządzi
Chcesz wywołać we mnie poczucie winy? Po co?
Skąd Ci to przyszło do głowy?
Nasze rodziny, jak to nazwałeś, trwały w tle tylko formalnie, na papierze z wielu powodów.....to nie miejsce na wyjaśnianie tego, zresztą nie mam nawet zamiaru tłumaczyć się z tego.
To, że poznaliśmy się 3 lata temu a od ponad roku zamieszkaliśmy razem nie znaczy, że spowodowało rozbicie naszych rodzin.....
Powody przez które rozleciały się nasze rodziny były inne........
Zresztą.....to jest bardziej skomplikowane niż myślisz
Twoje tłumaczenie Mirku jest......... (sorry) ale jakbym słyszała katolickiego kleche
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Thelema dnia Wto 14:30, 29 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
Thelesiu,
spokojnie, nikt Ciebie tutaj nie ocenia i uwierz mi - tez nie osadza - to nie to miejsce.
Zapewne Mirek chcial sprawdzic teren i juz - a jak to mezczyznom czasami nie wychodzi, chcial dobrze, tylko nie wyszlo.
Wiem i mam swiadomosc tego, ze czasami rodziny rozpadaja sie z roznych powodow, lecz bez ingerencji kochankow, a sprawy rozwodowe powinny - moim zdaniem - dojrzec.
Moja sprawa rozwodowa wlasnie dojrzewa, czyli wzielam sie za nia i wiem ze to jest dobry moment.
Większość zawałów i chorób serca u mężczyzn wywołują zdrady i wyrzuty sumienia w związku z tym.
Pomyśl, nie zależnie od tego jak z Waszych punktów widzenia wyglądały Wasze poprzednie związki, to na pewno ani, Twój mąż, ani jego żona nie akceptowali Waszego szczęścia. Z tego co piszesz, to jego żona nadal go kocha i nie dziw się, że wyrzuca Twoje znicze.
Nie miałem zamiaru wywoływać w Tobie poczucia winy. Odpowiedziałem na Twoje pytanie. Nie wiem czy w Waszych związkach były dzieci. Jeżeli tak to kolejna wielka emocjonalna bomba. Mało, które serce może coś takiego wytrzymać.
Aby odnaleźć sens życia należy się również zmierzyć z tymi trudnymi i niewygodnymi rzeczami dla nas. Wczuć się w tą drugą stronę, postawić się w jej położenie aby ją też zrozumieć. Jest to bolesne, zdaję sobie z tego sprawę, jednakże bez tego nie ma oczyszczenia.
Mirku.......dzieci mamy oboje, są już dawno dorosłe.
Jeżeli chodzi o zawał. Jego brat zmarł tak samo i parę osób w jego rodzinie. Brat miał wadę serca. Mój partner prawdopodobnie był obciążony dziedzicznie. Tego się już nie dowiem......zresztą dociekanie tego nie ma już sensu.
Jego formalnej żony nie znasz a wydajesz opinie nt tego, że go kocha nadal. I znowu się z Tobą nie zgodzę. Ja wiem gdzie leży prawda ale to nie miejsce na to by o tym pisać.
Powiedz mi jedno Mirku. Jakie to ma znaczenie teraz, żeby roztrząsać to czy nasi byli małżonkowie to zaakceptowali czy nie? W świetle tego co się stało trochę za późno na to chyba.
My byliśmy szczęśliwi.....nasi małżonkowie trwają nadal w swoich nowych związkach a czy są szczęśliwi tak samo jak my? Do niczego nie potrzebna mi jest taka wiedza teraz.
I proszę Cię nie roztrząsaj przyczyny śmierci mojego faceta........to jest nikomu już niepotrzebne.
Zbyt szybko i pochopnie wyciągasz wnioski, chybione wnioski.
Post został pochwalony 0 razy
- Wysłany: Wto 16:00, 29 Lis 2011
za_tęczą
Dołączył: 28 Maj 2011
Posty: 330
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: któż to wie... Płeć: Kobieta
Mirek napisał:
Z tego co piszesz, to jego żona nadal go kocha i nie dziw się, że wyrzuca Twoje znicze.
Nooo, to osobliwy pogląd, przepychanki na cmentarzu jako oznaka miłości do Zmarłego.
Thelemko, wiesz, mój status w odniesieniu do bliskiego mi Zmarłego to "była konkubina", więc też nie za ciekawie. Nieistotne, że to ja go szukałam, gdy wyszedł z domu, a poza mną nikt się specjalnie nie przejął, i tak nie miałam i nie mam żadnych praw, nie wiem nawet, jak właściwie umarł.
"Takie prawo" - ech!
Nie tłumacz się przed nikim, nikt nie ma prawa Was oceniać.
Też mam wiele pytań - dlaczego wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej, a z kolei mój związek nie powstawał na niczyim "nieszczęściu".
Rozumiem, jak Ci ciężko, ale nie martw się, to wszystko tutaj - minie. Ważne to, co w sercu.
Witaj w klubie zranionych "konkubinek" za_tęczo
Nigdy nie cierpiałam i nie cierpię tego zwrotu jakże lepiej brzmi określenie - partner życiowy - prawda?
Usankcjonowanie związku papierkiem nigdy nie było dla mnie aż takie ważne.......ale jak widać niektórzy jeszcze przywiązują do tego wagę w imię tego "no bo co ludzie powiedzą"
Jego żona przestała już wyrzucać moje znicze........byłam dzisiaj na cmentarzu i stoją. Może dotarło do niej, że to bez sensu i głupie? Ale bardziej chyba za tym stoi Jego córka z którą mam dobry kontakt.
Tak w chwili śmierci był przy mnie. Przez parę dni po tym zdarzeniu byłam w szoku.
Wielu rzeczy nie pamiętam....
Odszedł tak cicho......bez słów
Ja siedziałam w pokoju, pracowałam przy komputerze. On wstał tego dnia wcześnie rano, zrobił zakupy, wykąpał się i wziął sie za przygotowanie obiadu. Wszystko stało na stole przygotowane.....
W łazience usłyszałam rumor, pomyślałam że znowu coś zwalił na podłogę.......w domu było cicho, na patelni w kuchni słyszałam tylko jak skwierczały kotlety
To trwało chwile......zajrzałam do łazienki, leżał na podłodze działałam jak we śnie jakimś......reanimacja, pogotowie.........za późno. Nie wiele z tego pamiętam:(
Tak bym chciała żeby przyszedł do mnie we śnie.......powiedział cokolwiek
Odszedł tak cicho.....bez żadnego słowa skargi, bez żadnego słowa, na nic się nie skarżył rano ani wcześniej
Tak bym chciała usłyszeć jeden jedyny raz jeszcze cokolwiek od niego na pożegnanie.....cokolwiek
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 5
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach