|
|
www.polana.fora.pl Forum dyskusyjne Życie po życiu, Kontakt ze Zmarłymi, Odzyskiwanie Dusz, Oczyszczanie Energii, Egzorcyzmy, Świadome Śnienie, Oobe, Radykalne Wybaczanie, Rozwój Duchowy
|
Rozmowa z Emilianem Kamińskim. - Wysłany: Pon 8:06, 28 Paź 2013 |
|
|
za_mgla
Mistrz Zmian
Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 5000
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy
Płeć: Kobieta
|
|
Witam serdecznie,
to nic, ze na rozmowe musialam czekac pare godzin, bo zapomnieli poinformowac mnie o obsuwie, ale, ale spotkanie przepieknie cieple.
Freya, gdybys mogla poszukac mi linka do wywiadu w Adremidzie, to bede bardzo wdzieczna. nie moge znalezc.
Pozdrawiam i milego czytania zycze.
za_mgla
Ewa G. – Wchodząc do Pana teatru, na ścianach zauważyłam piękne obrazy.
Emilian Kamiński – Mój kolega Marek Kotarba, wyrzeźbił mi wizerunek Jezusa w teatrze. Jak powszechnie wiadomo również Papież Jan Paweł II – mój wielki autorytet, był związany z teatrem, teatrem rapsodycznym. Więc zapytałem Marka: czy jest związek Jezusa z teatrem? Marek mówi, no właściwie to chyba nie ma, ale potem zadzwonił do mnie i mówi: mam, przecież w Jerozolimie były rzymskie Kolosea, czyli rzymskie amfiteatry. I tak wymyślił, że do takiego kolosem Jezus przyszedł prawdopodobnie w nocy, było pusto, usiadł i sobie myśli, frasuje się…
Ewa G. – Czy teatr to tylko miejsce na role? Czy może jeszcze coś innego w nim się dzieje?
Emilian K. - Wczoraj mieliśmy tutaj takie magiczne spotkanie. Było kilkudziesięciu bezdomnych. Zaprosiliśmy ich, organizowała to moja córka Natalia, a oni tu do nas przyszli i czytali bardzo poważne wiersze, niektórzy recytowali z pamięci, np. Norwida. Ale przede wszystkim, urzekło mnie, że oni to czytali z ogromnym zrozumieniem. Ludzie bezdomni, którzy, na co dzień żyją w ubóstwie, przyszli odświętnie ubrani i uroczyści. To było wspaniałe. Był jeszcze taki moment, kiedy braciszek wyszedł na scenę i zaczął odmawiać różaniec. To było niesamowite i niezwykłe. Oczywiście też pyszna kolacja. To było niezwykłe przeżycie i pomyślałem sobie, przecież Cyprian Kamil Norwid umarł w przytułku w Paryżu, w biedzie. Znam wielu bezdomnych i najczęściej są to ludzie delikatni, cisi, wrażliwi. A przyjął się obraz bezdomnego, agresywnego człowieka, co nie jest prawdą o nich. Tu na tym spotkaniu w kamienicy zobaczyła byś ludzi spolegliwych, bardzo łagodnych. Oni są po raz kolejny u mnie w teatrze, na takich spotkaniach i to są ludzie bardzo łagodni i to, co w nich jest dla mnie najboleśniejsze to brak nadziei, są przegrani. Ale, do czego zmierzam. Wczoraj zaproponowałem, aby ich patronem był Norwid, nie mają patrona, więc Cyprian Kamil Norwid, wielki polski poeta, który mieszkał i umarł w przytułku, wydaje się być na takiego patrona właściwy.
Ewa G. – czy może Pan opowiedzieć historię tego miejsca, w którym teraz znajdujemy się?
Emilian K. - Ta podłoga, na której trzymasz nogi to jest 1903 rok, tyle lat to wytrzymało, I Wojnę Światową, drugą, Powstanie Warszawskie. To jest w ogóle niezwykłe miejsce, tu się działy przedziwne rzeczy w czasie okupacji, tu się odbywały przerzuty ludności, tu była piwnica powstańcza, o czym wspominali Powstańcy. Zresztą pierwszy spektakl, jaki się odbył w tym Teatrze, kiedy nie było jeszcze Teatru to był to wieczór poświęcony Powstaniu Warszawskiemu. To było chyba w 62 rocznicę, jeszcze nie było Teatru, zebraliśmy się w piwnicy: Powstańcy – staruszkowie tacy, Krzyś Kolberger mówił wiersze, śpiewaliśmy piosenki powstańcze i właśnie tutaj wspominali, że w tej piwnicy byli podczas Powstania. To jest miejsce niezwykłe.
Ewa.G. - Długo Pan szukał miejsca na Teatr?
Emilian K. - Długo. Tu nie było nigdy teatru, tu nie było nic takiego, tu były piwnice, magazyny, ale szukałem miejsca, które by mnie urzekło i zainspirowało i tak się stało tu. Może urzekło mnie tą energią, która tu jest, nie wiem. Ci, którzy tu przychodzili, mówili stuknij się w głowę, jak ty tu zrobisz teatr, z czego ty zrobisz teatr. A ja powiedziałem, że zrobię, że tu jest ten potencjał, ja go po prostu wyciągnąłem z tych cegieł, bo on tu na mnie czekał.
Ewa G. - Każda energia musi dojrzeć, aby wyjść…
Emilian K. – Moja jest już dojrzałą co widać.
Ewa.G. - To spotkaliście się dobrze…
Emilian K. – Tak, spotkanie dobre….
Ewa G. - Czy Pańskie doświadczenie i rozwój duchowy jest pomocny w prowadzeniu tego miejsca?
Emilian K. – Tak. Od lat uczestniczę w takim czymś, co się nazywa badaniem energii, badaniem siebie i ludzi w około. Energia, to nie jest tylko to, że zjadłem przed chwilą obiad i z tego powodu z Tobą rozmawiam, bo to nie z tego powodu ja z Tobą rozmawiam, bo samochód pracuje, bo dostał benzynę, ale człowiek nie pracuje dlatego, że zjadł obiad, to jest tylko jeden z elementów. Jeszcze jest ten element energetyczny, duchowy, bardzo ważny, do końca niezbadany. Nie wiadomo, co w tym małym nasieniu, z którego powstajemy, jak drzewo, co tam jest do końca tak naprawę zapisane. Jest przecież zapisana jakaś tajemnica energetyczna, która powoduje, że to życie przekłada się dalej. I to mnie bardzo od lat interesuje. W związku z tym z jednej strony gdybym był takim zwykłym materialistą, powiedzmy kapitalistą, to nigdy bym tutaj w ogóle nie wchodził. To miejsce jest szczególne, potrafi ludzi przytulić, ale i wypluć. Wypluć ludzi, którzy sami tutaj nie pasują, albo tak determinuje ich postępowanie, że muszą odejść. To nie jest tak, że ja mam tutaj wszystko, że tu mi się wspaniale układa. Sporo ludzi się przewija, niektórzy ludzie tu po prostu nie pasują i wychodzą z nich takie rzeczy, na pewno jak w każdej instytucji, ale sporo ludzi się zmieniło, niektórzy zostali – tak jak Andrzej, który tutaj obok Ciebie siedzi, od samego początku tutaj jest. A niektórzy się zmieniają i to nie ma na to rady. My już tutaj taką teorię uknuliśmy, że to miejsce jest energetycznie bardzo nieobojętne. I to bardzo dużo widzów mówi, widzów którzy na szczęście bardzo dobrze się tutaj czują.
Ewa G. - Fizycznie budował pan Teatr długo, czy w myślach też trwała długo?
Emilian K. - Długo, bardzo długo. W myślach to on też długo dojrzewał, to nie było wszystko proste. Koncepcja teatru własnego była już w 1988 roku kiedy tu był Joseph Papp, wspaniały menager z Broadway’u, który był przyjacielem Janusza Warmińskiego – mojego „taty teatralnego”, wspaniałego człowieka, którego bardzo dużo jest w tym teatrze, Jego osoby, Jego nauk, które mi przekazywał jak z ludźmi postępować, jak dobierać zespół itd. Nie będę nigdy tak doskonały jak on, on był wspaniałym człowiekiem. I choć to był 1988 rok to w rozmowie towarzyskiej, a jednocześnie bardzo praktycznej na temat teatru z panem Josephem Puppem i panem Warmińskim dostałem dobrą lekcję teatru. Na końcu pan Joseph Papp powiedział mi „no to Emilian załóż teatr”. 1988 rok, dawno, ja mówię : „to jest niemożliwe, PRL”, a on mówił: „spokojnie, przyjdzie czas”. No i czas przyszedł. Miałem sporo propozycji, zwłaszcza na tym przejściu, takim, kiedy działałem w podziemiu itd., miałem wtedy sporo propozycji, aby objąć taki intratny teatr, być dyrektorem, ale wydawało mi się, że ten układ taki, że za jakąś działalność? i za to podziemie? Ja teraz mam być dyrektorem? to chyba jest coś nie tak i sobie pomyślałem, że ja muszę dojrzeć do tego albo inaczej: zasłużyć na to by kierować ludźmi. Takie miałem dokładnie wtedy zdanie i wtedy odmówiłem. Odmówiłem i nawet Ci, co mi zaproponowali to się dziwili, że ja odmawiam, ale odmówiłem, bo mi to nie pasowało po prostu. Zawsze jak mi coś nie pasuje to odmawiam, żeby nie wiem. I wtedy mi nie pasowało i uważam, że zrobiłem dobrze. Bardzo się musiałem napracować, żeby ten Teatr był, ale to jest to, o co mi chodzi. Nawet bym powiedział, że on mi się odwdzięczył, że ta Kamienica mi się odwdzięczyła tak jak się czasem dzieci odwdzięczają. Płodzisz dziecko, wychowujesz je i to dziecko nagle coś fantastycznego robi. Uwierz mi, ten Teatr jak to dziecko zaskoczył mnie. Ten Teatr tak mnie zaskakuje jakby był moim dzieckiem. Zaczął sobie żyć po swojemu.
Ewa G. - Żyć od nowa…?
Emilian K. - Coś w tym jest. Bo kamienica, to była taka zwykła czynszówka, A tu się zmienia, razem ze wspólnotą przywracamy jej dawną świetność. Ludzie przychodzą, podziwiają.
Ewa G. - I wszystko zaczyna współpracować…
Emilian K. - Oto właśnie chodzi.
Ewa G. - Czy empatia pomaga we wcielaniu się w rolę do zagrania?
Emilian K. - W zbudowaniu roli pomaga znajomość rzemiosła aktorskiego Bo to jest bardzo określone rzemiosło, tak jak malarstwo, muzyka, taniec tak samo aktorstwo jest to bardzo określone rzemiosło. Nie każdy mógłby być aktorem, mimo że każdemu się wydaje – otóż nie. Do tego trzeba mieć pewną smykałkę, ale oprócz tej smykałki trzeba być rzemieślnikiem, i jeżeli o to chodzi to ja w swoim rzemiośle wykorzystuję to co wiem o człowieku, jego energii, nad tym jakie prawa rządzą jego mózgiem, co determinuje jego postępowanie, itd., to mnie interesuje. I przy każdej, wnikliwej, dobrze napisanej roli, napisanej przez mądrego człowieka tę moją skromną wiedzę stosuję. Lecz czasem zdarza się, że dostaje się do zagrania coś nie najwyższych lotów. Mam wtedy problem. W życiu grałem niestety różne rzeczy, właśnie po to aby utrzymać rodzinę żeby zbudować choćby ten teatr. Natomiast, generalnie w aktorstwie i reżyserii staram się posługiwać rozumem bez względu na to jak skromnej jest on pojemności.
Ewa G. - Czy dusze odwiedzające to miejsce, dają czasami znać o sobie?
Emilian K. - Tak, wielokrotnie, koledzy maszyniści, którzy tu bardzo często nocami przebywają bo zmieniają dekorację, mają nocki – jak oni to nazywają, zwą go Bolkiem – tego duszka, który tu przychodzi. On już był tu dawno, od początku zresztą, budując to wszystko często go spotykałem. Tak się czasem może ktoś podśmiewywał ze mnie, ale ja rozmawiałem z jakimś rodzajem energii, którą tu wyczuwałem. Ta energia objawia się wielu ludziom tutaj pracującym, i jakbyś porozmawiała z nimi, wielu maszynistów widziało tu jakieś dziwne rzeczy, aż kiedyś widziała czwórka na raz – to było dziwne zdarzenie, bo to było 09 kwietnia zeszłego roku, czyli dzień przed tragedią w Smoleńsku o 12 w południe przyszliśmy z żoną Justyną Sienczyłło, na próbę Apelu Katyńskiego. Premiera miała być w poniedziałek, czyli w 70 rocznicę wydarzeń katyńskich – to chyba 12 kwietnia wypadało, i wyobraź sobie: przyszliśmy na próbę, była scenografka Kasia i trzech chłopców, i oni byli dziwni, ona się trzęsła. Więc pytam: co się stało? a oni odpowiadają: krzesło, więc pytam dalej: co krzesło?! a oni mówią, że krzesło w pierwszym rzędzie z brzegu – to są te ruchome siedzenia, trzy razy uniosło się i opadło, żeby to raz, to może przypadek jakiś, czy coś, a tu nie, ona się trzęsła a oni byli bladzi, to wszyscy wdzieli. Powiem Ci tylko, że w poniedziałek na premierze miało być kilkanaście osób z tego samolotu. Miało siedzieć u nas na widowni kilkanaście osób, tak to miało być. Potem zaczęliśmy próbę. Próba była dziwna, Justyna zamiast mówić teksty pięknie napisane przez naszą koleżankę o Katyniu, zaczęła płakać, co się jej nie zdarza, ona jest taką zdyscyplinowaną aktorką aż musiałem za nią kończyć teksty. Pytam: co się z Tobą dzieje? Odpowiedziała mi: nie wiem co się dzieje, nie gniewaj się, ale coś… Wcześniej też czytała te teksty i nic a tu się z nią takie dziwne rzeczy zaczęły dziać. Następnego dnia miałem rano wywiad w WOT, przy ul. Jasnej w telewizji, gdzie zapraszałem na spektakl, i redaktor ze mną rozmawiał – bardzo miły człowiek, i jak zwykle jestem mowny, czyli udzielając wywiadu nie krępuje mnie kamera, rozmawiam normalnie, ale tego rana nie szło mi dobrze, nie wiedziałem za bardzo co mówić, dukałem, on też mnie próbował naprowadzać, nie kleiło się, czkawka była w tej rozmowie. Potem ruszyłem stamtąd gdzieś na Śląsk i zadzwoniła Justynka. Mówi: czy wiesz co się stało? Zdziwiony odpowiadam: że nie wiem, i ta relacja itd., oczywiście zawróciłem. Potem zacząłem sobie uświadamiać godziny, okazało się, że wywiad skończyłem w tym samym momencie kiedy spadł samolot. Co do sekundy, co do sekundy, rozumiesz? Natomiast potem jak z chłopakami z tamtymi z WOT’u obliczaliśmy to. Mówię: pamiętacie jak, pokażcie timing, porównaliśmy timingi: rozmowa zaczęła się w momencie kiedy zaczęli krążyć, kiedy zaczęło się zagrożenie a skończyła się w te samej sekundzie. Nie wiem, to może być zbieg okoliczności absolutny, ale pamiętam, że się ta rozmowa nie kleiła, tyle pamiętam. Czyli tak jakby, bo już to miałem parokrotnie, ludzie, którzy odchodzą wysyłają energię, wysyłają sygnał. To, co Aborygeni umieją odbierać, a co jest już udowodnione, miałem tak wielokrotnie, kiedy umierali ludzie, ale nie wiedziałem o tym, że umierają, że odchodzą. Nikt mnie o tym nie informował. Tak jak np. Maciek Kozłowski. Zacząłem do Maćka Kozłowskiego pisać sms, on się naprawdę opiekował bezdomnymi, on stworzył drużynę piłkarską, wspominaliśmy Go wczoraj. Zacząłem do niego pisać jadąc do Poznania, że wiem, że jest chory, że pamiętam. Po trzech miesiącach niewidzenia się z nim. W jakimś momencie zacząłem pisać, kiedy skończyłem wysłałem. Potem dowiedziałem, że właśnie wtedy kiedy pisałem do niego konał. No to, jak tojest? Jak to? Dlaczego zacząłem pisać? Dlaczego trzy miesiące nic? A nagle coś i dokładnie w tym momencie…
Ewa G. – Czy, Dusza Bolesław, o czymś informuje, czy tylko tak się kręci i mówi, że jest?
Emilian K. - Bolek uczestniczy. Ja go nie nazywam Bolek, to chłopaki tak go nazywają. Dla mnie to jest pewna energia, która tu jest. Zmierzyłem się trochę z tą energią tutaj, był taki czas kiedy na cztery dni i cztery noce zamknąłem się w teatrze, byłem sam, o chlebie i wodzie, bardzo mnie interesują dawne zwyczaje, np. czytałem, że Król Władysław Jagiełło tak robił, wielu mnichów, rycerzy tak robiło, czyli medytowali w ascezie. Byłem tu kompletnie sam, ponieważ było ciemno, to nie widziałem kiedy jest dzień, kiedy noc, z resztą przestało to mieć znaczenie. Pewnie ten chleb i woda sprawiły, że poczułem inny. Spałem na scenie, świat przestał istnieć, byłem tu sam, i z tymi energiami się tutaj spotkałem. W tej medytacji czy półśnie przyszło bardzo wiele osób, bardzo wiele. Z tymże, ponieważ byłem na tym takim poście to też ktoś może powiedzieć i może mieć rację, że to była sprawa jakiejś maligny, natomiast to były bardzo prawdopodobne rzeczy, prawdopodobne zdania i osoby. Pojawiali się bardzo różni ludzie. W sumie wytrzymałem trzy dni i trzy noce, miałem wypadek. I w pewnym moemencie doszedłem do wniosku, że to trzeba przerwać. Dlaczego to mówię? Jeżeli człowiek chce wejść w to, w takie porozumienie z materią energetyczną, która nie do końca jest zmierzona i właściwie niezbadana, próbujemy ją dotykać słowami a nasze słowa są niezrozumiałe i nieprecyzyjne, więc polecam, ostrożność. Na przykład pustelnicy skazywali się na ascezę, kapłani w Tybecie są goli, narażeni na wiatr, deszcz jak im ktoś nie przyniesie czegoś do jedzenia to oni głodują. Dlaczego? Dlatego, że za przebywanie w świecie energetycznym o którym próbuję nieudolnie opowiedzieć trzeba zapłacić. Jeżeli jesteś normalna, jesteśmy normalni tacy z życia, z komputera, z samochodu to musimy zapłacić karę, to można ponieść karę. To jest moje zdanie. Także przestrzegam, przestrzegam i o tym napisz, żeby nie łączyć tego z życiem towarzyskim, bardzo wielu ludzi ekscytuje się sobie opowiadają towarzysko jakieś doznania. To nie są tematy, o których można sobie tak towarzysko gaworzyć. Dlaczego? Dlatego, że z poważnych rzeczy robi się pudelki, „Pudelek” – czytaj głupio, głupio i jeszcze trochę głupoty. Dlatego przestrzegam, ludzie albo traktujcie to poważnie albo nie wchodźcie w to. W świat kosmogonii nie wolno wchodzić z tym światem pragmatycznym. Wielu ludzi, pewnie słusznie, z własnego punktu widzenia wątpi w istnienie czegoś takiego jak energia, świat pozazmysłowy. To bardzo szybko można podważyć, jest tak wiele przykładów np. telepatii, intuicji, łącznie ze śmiercią kliniczną, że tu nie ma o czym mówić, więc zostawmy tych ludzi, którzy są programowo pragmatyczni. Natomiast mówię, jak ktoś chce w te rejony wchodzić to musi być - wyrzeczony. Ja sam nie czuję się czasami godny, wejść w ten świat, bo uważam, że trzeba na to zasłużyć. Żeby żyć z energiami trzeba bardzo na to zasłużyć. Dlatego podziwiam ludzi wyrzeczonych. Być wyrzeczonym to wspaniałe. Bardzo często pytam ludzi: Czy ty się czegoś wyrzekłeś? To jest moje bardzo częste pytanie. Jakiś młody człowiek kiedyś mówi do mnie:, bo ja nie wiem czy jestem kobietą czy jestem mężczyzną, bo czuję pociąg do mężczyzn i do kobiet, a ja się pytam: czy Ty się kiedykolwiek czegoś wyrzekłeś? Czegokolwiek? Wtedy usłyszałem pytanie: „Jak to?”
Mówię tak młody człowieku Czy powiedziałeś sobię np. dziś nie piję, nie alkoholu ale wody, dziś nie jem, dziś patrzę w ścianę, dziś odmówię sobie wszystkich przyjemności, czy kiedyś zrobił coś takiego w życiu?
Odpowiedział „Nie”.
Więc o czym ty mi tu teraz mówisz? Patrzysz wyłącznie w ten swój pępek młody człowieku, i już sam nie wiesz jak się sobą masz zachwycać. I szukasz w sobie, że masz pociąg do mężczyzn do kobiet, zaraz będziesz mieć pociąg do krzesła, do wszystkiego! Zostaw te głupoty! Zastanów się! Wyrzeknij się czegoś. Wyrzeknij się czegoś w życiu. Wyrzekajcie się, odmówcie sobie czegoś, wtedy zbudujecie jakąś siłę w sobie. A nie ciągle: o jejku, o jejku, jaki to ja nie jestem…
Ewa G. – Ma pan rację, mało pokory i skromności jest w tym wszystkim, mało dystansu do samych siebie, zapominając o najważniejszych zaletach, jakie posiadamy w sobie.
Emilian K. - Ja ze zgrozą patrzę teraz na takie różne programy, wczoraj widziałem, bardzo rzadko oglądam telewizję, dlatego moje oko jest dość bystre od razu odbieram, bo zwykle ludzie odbierają taką obłość telewizji – oble odbierają, a ja, ponieważ rzadko to dotkliwie ją odbieram. Jakiś człowiek jest, młod, ładny, w programie kolejny Idol czy coś, tak jak te krzesła są takie same, i ten człowiek mówi, że: „no ja bym chciał żeby mi kumple tak pozazdrościli żeby tak dać czadu, że popularka i w ogóle”. Kiedy to usłyszałem, zrozumiałem, że ten moment jest dla niego najważniejszy w życiu i proszę napisz to co teraz powiem.
Ewa G. – Dobrze, bez żadnego problemu.
Emilian K. - Kurwa…. Kurwa….. młody człowieku czego ty chcesz? Przecież ty jesteś taki sam, jak to opakowanie od hamburgera, od wafelka, czy czegoś takiego – ty jesteś taki sam. Ty chcesz być opakowaniem od cukierka? Nawet nie cukierkiem. On chce być opakowaniem od cukierka. Jak ty daleko wszedłeś w to gówno, żeś ty już duszę zatracił. W pogoni do jakiegoś złotego cielca. To są takie bzdury, ty zacząłeś w te bzdury wierzyć, że to jest twój Bóg, a to jest tylko jedna bzdura, wielka bzdura. To jest tylko jedna chwila, kiedy tam coś zatańczysz, zamiałkniesz, pstrykniesz, a to jest NIC. Nic, dlatego że to w porównaniu z twoim życiem całym - jest nic. Na tym nie można budować wartości życia. Dlatego do młodych ludzi, do ludzi w ogóle mówię: wyrzeknij się, a dopiweo jak się wyrzekniesz to przyjdź i będziemy rozmawiali. Dopóki się nie wyrzekłeś nie mamy, o czym gadać. Wyrzec się, to jest pierwszy stopień.
Ewa G. – Kiedy zostały odkryte te wszystkie Pana potencjały, czyżby od chwili kiedy się pamięta?
Emilian K. – Jakie tam potencjały. Jestem zwykłym człowiekiem. Mogę powiedzieć, że tego rodzaju odczuwania nie można z książek wyczytać. Można się dokształcić, ale ten rodzaj czucia bierze się z bliskiego kontaktu z naturą. W moim przypadku też tak jest, ja po prostu zrozumiałem, jako dziecko, że rośliny jak i zwierzęta to są moi bracia. I uwierz mi, to zabrzmi jak zabrzmi, ale o wiele więcej miałem przyjaciół wśród zwierząt i roślin niż wśród ludzi. Mówię najpoważniej, różnie bywało. Drzewa – to są moi najlepsi przyjaciele. Mało kto rozumie drzewa A to są świetni kumple, i teraz jak się okazało, że molekularni biolodzy zrobili wielką pracę, ogłoszono ją w zeszłym roku, na całym świecie, że drzewa czują, pamiętają, rozmawiają z innymi drzewami, roślinami, zwierzętami, to ja już jestem w domu, jestem u siebie, tylko że ja odkryłem to jako dziecko. Niektórzy się ze mnie śmieją, ale ja i tak będę swoje robił i będę do drzew chodził, i chodził i niech tak zostanie. Teatr Kamienica to też moje drzewo, zapraszam by je dotknąć.
Ewa G. – Dziękuję bardzo za tę rozmowę, naprawdę.
|
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|