|
|
www.polana.fora.pl Forum dyskusyjne Życie po życiu, Kontakt ze Zmarłymi, Odzyskiwanie Dusz, Oczyszczanie Energii, Egzorcyzmy, Świadome Śnienie, Oobe, Radykalne Wybaczanie, Rozwój Duchowy
|
Witam :) - Wysłany: Nie 13:01, 28 Mar 2010 |
|
|
lapicaroda
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Toruń Płeć: Kobieta
|
|
Nakierowano mnie na to forum z innego, gdzie już udzielono mi zresztą jako takiej pomocy, trochę wszystko ogarnęłam i zrozumiałam wiele rzeczy- ostatni tydzień był rewolucją w moim życiu. Proponowano mi, abym tutaj po prostu skopiowała post, który napisałam na tamtym forum- a więc zrobię to, z czego zaznaczam- po opisanych zdarzeniach zaczęłam czytać ''Księgę duchów'', dużo się modliłam, aż w końcu nawiązałam kontakt, który mi pozwolił chociaż w niewielkiej części zrozumieć, co się mogło dziać. Od kilku dni jest względny spokój, niemniej jednak post skopiuję, bo myślę, że znajdę tu dużo osób, mogących mi pomóc odnaleźć właściwą drogę.
Z góry sorry, jeśli umieszczam to w niewłaściwym miejscu.
Długo zastanawiałam się, czy o tym pisać, bo mimo że żywo interesuję się zjawiskami paranormalnymi, atmosfera sceptycyzmu, jaka wokół mnie panuje nie skłania mnie raczej do zwierzeń na ten temat, myślę że mogłabym zostać w swoim otoczeniu uznana za osobę niepoczytalną, zresztą sama mam wątpliwości co do swoich odczuć, ale o tym później.
Po prostu jaśniej- mimo wielu przyjaciół,nie mam w swoim otoczeniu nikogo, z kim mogłabym o tym porozmawiać bądź liczyć na potraktowanie serio. Nie ma zresztą nawet w moim otoczeniu nawet nikogo, kto podzielałby moje zainteresowanie paranormalium, co dopiero mówić o dawaniu wiary w pewne...hm, odczucia. Dlatego postanowiłam napisać o tym na jakimś forum, gdzieś w internecie...może ktoś mógłby mi poradzić coś sensownego albo wyjaśnić moje wątpliwości, choć na wiele nie liczę- myślę, że trzeba fizycznego kontaktu z człowiekiem, żeby móc zweryfikować pewne rzeczy.
Sprawa ma się tak:
Mniej więcej od pięciu czy sześciu lat wyczuwam CZYJĄŚ obecność, kogoś lub czegoś. Nie potrafię tego nazwać, ale czasami mam wrażenie, że ktoś za mną stoi, obserwuje mnie...Czasami obserwuję u siebie napływ dziwnych myśli...tzn, może nie dziwnych, ale wiem, że nie są moje własne. To tak, jakby ktoś do mnie mówił, ale za pomocą myśli...użyję głupich przenośni: jakby ktoś wysyłał smsy do mojego umysłu.
Zaznaczam od razu, że zjawiska nie mają charakteru stricte fizycznego. Nie widziałam tych bytów w sensie zmaterializowanej postaci, żadnych smug, przeciągów czy odbić w lustrach. Po prostu czuję, że ktoś jest obok. Nie słyszałam też broń Boże, żadnych głosów, to jest po prostu napływ myśli, ostatnio udaje mi się prowadzić dialogi, ale o tym później.
Opiszę teraz sytuację, która miała miejsce, gdy miałam około 15 lat. Już ze dwa lata wcześniej pojawiały się chyba te odczucia związane z dziwną obecnością, ale teraz nie potrafię sobie przypomnieć. W każdym razie, w moich myślach pojawiała się często jakaś piękna, czarnowłosa kobieta. Miałam wrażenie, że czasami nie jestem sobą, że ona to ja...teraz nie umiem dokładnie opisać po latach zacierają się szczegóły. Nie rozmawiałam z nią, tylko przychodziła mi stale na myśl. Przedstawiała mi się nawet pod pewną nazwą, ale o ile wiem, z bytami nadprzyrodzonymi jest tak, że zazwyczaj nie podają swojego prawdziwego imienia, więc myślę że to nie ma znaczenia.
W każdym razie, poszłam kiedyś z matką na cmentarz. Nie wiem, co mi się stało, ale poczułam tam dziwny impuls, żeby nagle uciec stamtąd i udać się do domu. W domu połknęłam garść tabletek i popiłam to koniakiem, mimo że właściwie nigdy wcześniej nie miałam myśli samobójczych...pojawiały się tylko jakieś dziwne ciągoty do tematyki śmierci, ale to było związane z F.R.- tak nazwę tę kobietę, która się pojawiała w moich myślach. No, ale skończyło się to próbą samobójczą, przynajmniej tak to oficjalnie nazwano w szpitalu. Po kilkunastu godzinach się obudziłam. Świetlistych tuneli nie widziałam, w zaświatach nie byłam,żeby była jasność, że nie jestem jakaś nawiedzona...czarna dziura w każdym razie, nic nie pamiętam W każdym razie, później gdy trafiłam do psychiatry, pozbierałam wszystkie myśli w kupę i postanowiłam szczerze opowiedzieć, czemu do tego wszystkiego doszło,gdy mnie pytano o motywy. Niestety, gówniara byłam i głupia, nie zdawałam sobie sprawy z siły racjonalizmu...gdy mówiłam o odczuwaniu ''obecności'' istot trzecich albo o tych myślach o tej kobiecie...czy nawet napływie obcych myśli [ już wtedy bodaj to miałam], nie wiedziałam, że lekarz mi nie pomoże, że nie odeśle mnie do osoby która mogłaby mi naprawdę to pomóc zweryfikować, czy mi na głowę siadło, czy..naprawdę to coś było, dla lekarza takie objawy to schizofrenia. Z taką diagnozą zostałam odesłana na wielomiesięczne, przymusowe leczenie, które zresztą bardzo traumatycznie wspominam.
Jeszcze ''pomogli'' mi rodzice...podesłali lekarce plik listów(?) [ nie wiem, co to było, w ogóle tego nie poznawałam, ani treści, mimo że było pisane jednym z moich charakterów pisma]...Tak, pokazała mi kserówki, mówię tak, ja to chyba pisałam...ale nie wiem co to jest. ''A ten podpis pod tym? Kto to jest?'' Struchlałam. Podpis ''nazwiskiem'' F.R. Zaczęłam się plątać...
No właśnie'' jednym z moich charakterów''. Trochę się interesowałam grafologią, ale grafologia wyjaśnia tylko umiejętność stosowania dwóch różnych charakterów pisma, jako skłonność do hipokryzji i obłudy. U mnie natomiast tych charakterów jest kilka, wszystkie są wyraźne, przybierają różne formy i wielkości...i jakoś nie zauważyłam zależności od jakiej się zmieniają, niemniej jest to dziwne i raczej nie powiedziałabym, że może się wiązać z hipokryzją, bo nawet odrobiną sprytu i łatwością kłamania nie grzeszę. Wspominam o tym, bo myślę że to jest dziwne i może mieć jakieś znaczenie.
W każdym razie, po tym wszystkim, na moją rodzinę spadła lawina kłopotów finansowych, ojciec stracił pracę którą miał od dwudziestu lat, generalnie pogorszyły się stosunki między członkami rodziny, a nasza kotka zachorowała na raka z licznymi przerzutami po wszystkich organach. Ja zaś popadłam w wieloletnią depresję, nie wychodziłam z domu, bałam się ludzi. Dodam, że leki które próbowano mi podawać, w ogóle nie zmieniały mojego samopoczucia psychicznego, choć podawano mi już wszystko, powodowały jedynie fizyczne dolegliwości.
W każdym razie, za każdym razem gdy próbowałam wyjść na prostą, coś mi stawało na przeszkodzie,jakiś problem, a to wszystko mnie przerastało, a w głowie pojawiała się czerwona lampka : uciekaj! F.R. już się nie pojawiała w moich myślach...wtedy to był jakiś chaos, wielka czarna dziura, już nawet nie pamiętam.
Cały czas diagnozowano mnie jako osobę z zaburzeniami psychicznymi, ja jednak wiedziałam swoje: to nie jest do końca moja wina, rozumuję i myślę normalnie, ale coś wyższego mi rzuca kłody pod nogi...cholera, ale nie mogłam o tym rozmawiać, znowu by mnie wsadzono siłą do szpitala! Sama zresztą tego nie rozumiałam, co się dzieje.
Chyba ze dwa lata temu, trafiłam na książkę o egzorcyzmach pani Wandy Prątnickiej, bioenergoterapeutki i ezoretyka (tytułu nie pamiętam, nie wiem zresztą, czy autorkę też dobrze przytaczam) Przeczytałam tam nie tylko o złośliwych bytach w domu, ale także o duchach, które przyplątują się do ludzi...czasami ponoć takich dusz może być kilka a osoby dotknięte czymś takim, często diagnozuje się jako chore psychicznie. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Z jednej strony,były tam opisane przypadki podobne do mojego, z drugiej strony myślałam sobie, że może chcę za wszelką cenę obarczyć winą za swój los nie siebie, a wszystko inne, nawet to najbardziej absurdalne. Pomyślałam, że muszę się skontaktować z jakimś egzorcystą, iść na albo chociaż o tym porozmawiać, czy istotnie wyczuwa obecność czegoś więcej w mojej aurze, czy może naprawdę mam nie wszystkie klepki na miejscu? Miałam zamiar poszukać adresów, umówić się na spotkanie, ale otrzeźwiło mnie to, że przecież oczyszczanie z pewnością kosztuje, a jeśli ma się mocno zasyfioną aurę, lub dusza jest uparta, czytałam że czasami trzeba oczyszczanie powtarzać kilkakrotnie co się równa kilku wizytom...no niestety, nie miałam na to środków finansowych, a rodzice patrzą na świat tak racjonalistycznie, że raczej by mi nie pomogli, a raczej ponownie widzieliby w moich ciągotach nawrót ''choroby''. Stwierdziłam, że nie ma sensu nikogo prosić o pomoc bezinteresownie, na to nawet nie liczyłam, mój przypadek wyglądał wtedy jak wiele.
Można by pomyśleć, że to już koniec historii, ale nie; tu się zaczyna najciekawsze, co właściwie skłania mnie ku poszukiwaniom prawdy i pisaniu tu i teraz o tym.
Ze specjalistycznej pomocy nie skorzystałam, ale za to zainteresowałam się mocno światem duchowym. To był jakoś przełom roku 2008/2009 i pewna osoba miała też na to mocny wpływ, że zwróciłam się ponownie ku Bogu [wcześniej go totalnie odrzucałam...jak wszystko w pewnym momencie zresztą], zaczęłam czytać Biblię, pracować nad swoim wnętrzem. Poszłam nawet do Kościoła, ale stwierdziłam, że tam chyba nie ma Boga, którego szukam. Zaczęłam się modlić poprzez długie i szczere rozmowy z nim...tzn, raczej prowadziłam monolog jak z jakimś kumplem...może nawet nie miałam na myśli konkretnie Boga katolickiego, szukałam tylko jakiejś wyższej formy duchowej.Bardzo mi to pomogło, zaczęłam w końcu poprzez modlitwy próbować walczyć z tym czarnym chaosem, który wyczuwałam i który mógł być jakąś formą demonów. Czułam, jak to negatywne coś uchodzi ze mnie, wydawało mi się że czuję (tak, to właściwe określenie...) jakieś wściekłe krzyki przy tym, że coś się szamocze, ale uchodzi ze mnie, ta negatywna wibracja...Moje życie zaczęło się odmieniać...
Zaczęłam normalnie rozmawiać z ludźmi, zdałam maturę, wyjechałam dwukrotnie do chłopaka, w którym byłam wówczas mocno zakochana, do Szwecji. Dostałam się na wymarzone studia, zdobyłam grono przyjaciół, w moim życiu ciągle się coś działo...To było niesamowite, jakby ktoś mi chciał wynagrodzić te wszystkie stracone lata w jeden rok ! W rodzinie też się zaczęło lepiej układać, o ile wcześniej żyłam z rodziną w nienawiści i odwiecznym konflikcie, tak teraz jest okej.
Ale od bodaj dwóch miesięcy, nie jestem w stanie dokładnie wskazać od kiedy, dzieje się coś, w czego sprawie właściwie szukam pomocy teraz. Może zaczęło się dziać wcześniej, ale ja tego nie dostrzegałam?
Mój idealny od ponad roku świat, zaczął się sypać w kawałki. Studia mnie zawiodły, chłopak ze mną zerwał, ze znajomymi były konflikty, a przyjaciel który dawał mi tak wiele, planuje wyjechać do odległego miasta. Okej, w życiu się różnie układa...nie przejęłabym się tym wszystkim, tak bywa, no nie? Taka megadobra passa nie mogła przecież trwać wiecznie.
Jest tylko kwestia, że mniej więcej od listopada czy grudnia, znowu czuję, że KTOŚ się przy mnie kręci. W dzień to odczucie się nie pojawiało, tylko w nocy: budziłam się nagle zlana potem, czując że ktoś stoi przy oknie czy siedzi w fotelu i mi się przygląda; ale oczywiście, gdy się odwracałam, nie widziałam tam nikogo. Przypisywałam to stanom lękowym związanym ze stresem. Później było coraz gorzej: znowu napływ myśli, o dziwo, nie negatywnych, raczej pojawiła się postać, która zapewniała mnie poniekąd o swojej opiece i jakby ochrzaniała, gdy robiłam coś nie tak. Potem: coś podobnego do przypadku z F.R. , choć jak na razie, mniej odczuwalne w skutkach, w moich myślach pojawia się facet, który również przedstawiał mi się pod konkretną nazwą i którego mogłabym nawet fizycznie mniej więcej opisać. W dodatku przed snem w mojej głowie zaczynały się pojawiać jakby wspomnienia (?) z nim związane, to było w takiej fazie półsnu...jestem pewna, że w swoim życiu nie spotkałam tej osoby, ani nie przeżywałam tego, co jakby widywałam, co przychodziło do mnie, gdy zapadałam w sen. Byłam raczej zaintrygowana tym, niż przerażona, bo te obecne byty miały jak dotąd na mnie neutralny wpływ. Poza tym, czuję się trochę z tym wszystkim jakby oswojona (?)
W dzień w ogóle o tym nie myślałam, aż do pewnego dnia...kiedy w pokoju, leżałam sama w ciszy, mama była w kuchni, ale ze mną nie rozmawiała- odczułam bardzo, bardzo wyraźnie ich obecność- dwoje mężczyzn- wyczułam mniej więcej, jak się nazywają, ale nie mogłam ich ujrzeć w myślach... Zaczęłam prowadzić z tym czymś jakiś telepatyczny monolog, no ten napływ myśli...opisywałam to wyżej. Co więcej, czułam też wymianę ich zdań ze sobą, momentami jeden drugiemu kazał się zamknąć, albo z niego kpił...boże, mam wrażenie teraz że jestem jakąś wariatką...no w każdym razie nic nie słyszę wtedy, ani nic nie widzę, tylko jakby ''czuję'' myśli. Z prowadzonego dialogu wynikało, że jeden z nich rości sobie nie wiadomo czemu prawo do bycia kimś w rodzaju mojego duchowego opiekuna, dialog był logiczny, czasami nawet później się zdarzało, że chciał mi w czymś doradzać, albo przed czymś ostrzegać. Dodam, że właśnie często gdy jestem w pustym pokoju po zmroku, wtedy wyraźnie ich czuję. Zdarzało się rzadko, że byli przy mnie gdy byłam w większym towarzystwie, np. na uczelni, ale wtedy bardzo się skupiam i proszę ich, żeby zniknęli. Wyraźną obecność czuję też, gdy wracam sama przez miasto gdzieś o 1, 2 w nocy z imprezy, ulica jest pusta i czuję, że któryś z nich, bądź obydwoje są czasem przy mnie.
Ale co do drugiego bytu. Chyba jest szkodliwy. Właśnie podczas tego pierwszego, wyraźnego, telepatycznego dialogu wyznawał mi miłość, że mnie nie odda nigdy żadnemu mężczyźnie, żebym się nie przejmowała facetem, z którym właśnie zerwałam, bo on zawsze będzie przy mnie. Mam wrażenie, że jest nie końca zdrowy na umyśle. Nie wiem, kto to albo co to, i skąd się wziął, nikt z kim wiązałyby mnie tego typu relacje, nie zmarł w ostatnim czasie. Ale wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że dwa kolejne związki, w których byłam po zerwaniu z moją wielką, szwedzką miłością, zaczynały się tak samo: wielka fascynacja ze strony jakiegoś faceta, wszystko się jakiś czas układa, a potem on nagle oświadczał, że nic do mnie nie czuje i znikał. Odkąd to sobie uświadomiłam i powiązałam z deklaracjami bytu, o którym piszę wyżej, miała miejsce jeszcze jedna taka sytuacja, podobałam się z wzajemnością pewnemu facetowi, ale kilkakrotnie nie przychodził na spotkania, twierdził, że coś go stanowczo odpychało od tego, a teraz się już nie odzywa wcale. Obecnie spotykam się z kimś, kto zdawał się zwariować na moim punkcie...a teraz, tak jakoś nagle, wszystko się ochładza z jego strony....czy jest możliwe, żeby w czterech przypadkach z rzędu koleś sam nakręcał znajomość, a później nagle...wszystko u niego znika? To nie jest możliwe w normalnych okolicznościach, tym bardziej że czuję wokół siebie jakąś narastająca wrogość, jakąś negatywną wibrację powodującą u mnie strach, gdy idę się spotkać z jakimś mężczyzną. A zresztą, koniec tej telenoweli brazylijskiej, dziś w nocy moje doznania były tak silne, że muszę o tym tu napisać właśnie dlatego...czuję wiszące nad sobą ostrzeżenie, ale wiem, że jeśli teraz tego nie zrobię, nigdy nie wyjaśnię tej tajemnicy- bo obecność ''czegoś'' prócz tego że utrudnia mi momentami życie, zwyczajnie mnie intryguje, jako osobę zainteresowaną sprawami duchowymi- kim oni mogą być...?
Otóż obudziłam się około 4 w nocy i nie mogłam zasnąć. Wyraźnie czułam jakby niepokój i obecność moich dwojga ''towarzyszy'', przyznam, zaczęłam o nich intensywnie myśleć, a wtedy ten, który jest czymś w rodzaju mojego ''opiekuna'' zaczął mi robić ostre wyrzuty, czułam, że gdybym słyszałam jego głos, to byłby krzyk. Poprosiłam,żeby wreszcie skończyli tę szopkę, żeby mi się ukazali, powiedzieli kim są i poczułam przekaz : nie chciałabyś tego wiedzieć, jesteś okropnym tchórzem i boisz się nas, jeszcze nie jesteś na to wszystko gotowa, uspokój się i śpij. Czułam tez wymianę myśli między nimi, już teraz nie pamiętam dokładnie ale chyba o coś się intensywnie sprzeczali. Nagle poczułam, że coś jakby osadza się na mojej kołdrze i prosi, żebym się uspokoiła. Tym razem to był ten drugi, ten który zdaje się mieć na moim punkcie obsesję. Czułam coś dziwnego, jakby paraliż w całym ciele, jakby mnie prąd poraził, takie dziwne dreszcze i ciemno przed oczyma...chyba zemdlałam, co mi się nigdy nie zdarza. Za każdym razem jak się budziłam, wymieniałam z nimi myśli i mdlałam,nie wiem co to było...Dialog był lekko chaotyczny, odnosił się do tego, że mam wreszcie zdecydować, co chcę zrobić ze swoim życiem...i ogólnie to była jakaś pretensja. I teraz-najciekawsze.
Wspominałam wcześniej, że nigdy nie widziałam tych bytów w ścisłym tego słowa znaczeniu- jedynie F.R. i ''zazdrośnik'' pojawiali się w moich myślach, ale to nie podczas ''dialogów'', raczej to były jakieś luźne wizerunki napływające mi do głowy. Tym razem zamknęłam na chwilę oczy i ujrzałam po kolei dwa wizerunki, jakby fotografie, nieruchome. Pierwszy, mężczyzna w wieku około 40-50 lat, cały łysy, z dużym orlim nosem, drugi- młody, ładny, niewysoki chłopak w czerni, ogromne zielone oczy i dziwne, okropne blizny na twarzy, nie wiem skąd to wiem- chyba to było w tych przedsennych wizjach- ktoś mu to zrobił nożem.
W każdym razie, czuję, że mi się ukazali w ten sposób. Tej samej nocy, gdy już zaczęli jeden drugiego wyzywać, błagałam ich żeby sobie poszli, z prostego powodu- byłam zmęczona i chciałam spać. Odwróciłam się do ściany i wtedy zamykając oczy, pojawił mi się przed oczyma wizerunek dziewczyny, twarz przeciętna, duże niebieskie oczy, falowane rudoblond włosy. Przerażona otworzyłam oczy i poczułam ''rażenie prądem'', omdlałam na chwilę, i poszedł jakiś przekaz informacji, czułam że od niej: imię, nazwisko, że jest norweżką (?) [właśnie, tu mi przyszło na myśl, że kiedyś będąc na kogoś bardzo zdenerwowana,wręcz w amoku, zaczęłam krzyczeć po norwesku bądź szwedzku przekleństwa...znam tę języki ze słyszenia i potrafię je rozpoznać, ale nie władam nimi !], że była początkującą pianistką, ma 18 lat i przekaz ''koniec, jak wiele innych''. Przekazała, mi żebym się nie bała tamtych dwojga, że jeśli chcę, może teraz przyjść [?] do mnie, poczułam spokój, jakby coś do mnie wnikało i czułam wyraźną dyskusję między tymi trzema bytami, ona wyraźnie im kazała dać mi spokój. Poczułam też dziwny ból gdzieś pod lewym żebrem, i przekaz od bytu tej dziewczyny, że dostała tutaj nożem i dała mi do zrozumienia, że to się wiąże z tym bytem młodego faceta. Zamknęłam oczy i zobaczyłam twarz starego człowieka, zapytałam w myślach ''kto to?'', odpowiedziano mi, że ''on nie do mnie, czasami przychodzą inni, jak się przypałętają''(?)...Ujrzałam twarz mojej babci, która zmarła gdy miałam 6 lat, wydawało mi się, że wzięłam ją najpierw właśnie za starca. Teraz pojawił się przekaz ''ja się nie wtrącam, ale poszło za daleko, a ja stąd idę (?) rozmawiaj z nimi, jeśli chcesz, ale mnie o nic nie proś''. Byt, który tak mnie uspokajał, stwierdził, że już czas żeby mnie zostawić...i w tym momencie, czułam że jakby wychodził z mojego ciała, nie wiem czy wcześniej do niego wszedł i co się działo...ale zaraz po tym odczułam dotkliwy ból mięśni, który nadal nie ustąpił, teraz gdy siedzę i to piszę, barki i ramiona bolą mnie jak po intensywnych ćwiczeniach fizycznych.
Po tym znowu zemdlałam, pojawiła się jeszcze jedna kobieta, widziałam jej twarz na jakby zdjęciu-sepii, w dodatku wydawała mi się malutka, chyba miałam odczucie, że jest karlicą. Zaczęła prowadzić ze mną ''dialog'', chyba opowiadała mi coś o sobie, ale ja zasnęłam, czując że w moim pokoju pojawia się cała gromada,czułam te ich wszystkie myśli, przepływające między nimi, że nie mogę nad tym zapanować...usnęłam, albo straciłam przytomność. Obudziłam się ze strasznym bólem mięśni około ósmej rano, byłam zbyt skołowana, żeby iść na zajęcia, stwierdziłam, że muszę się z kimś podzielić całą historią...
Czuję teraz wyraźne ostrzeżenia ze strony tego ''czegoś'', a nawet smutek, jakby ktoś się na mnie zawiódł, że dopuszczam się zdrady, ale pojawia się też ze strony innego bytu doping , żebym wreszcie zadała zasadnicze pytanie- co się działo tej nocy i co właściwie dzieje się z moim życiem?
Rany, chciałabym się przekonać, że nie jestem wariatką, że nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego...chciałabym żyć normalnie, a nie jedną nogą w świecie, którego nie ogarniam i nawet nie wiem, czy powstaje w mojej głowie, czy naprawdę obcuję z jakimiś nadprzyrodzonymi siłami...Może znajdzie się ktoś, kto mi to wyjaśni, pomoże?
Dodam, że jak wspomniałam, interesuję się zjawiskami paranormalnymi, ale raczej informacyjnie, że lubię czytać ciekawostki z tym związane, sama żadnych duchów nie wywoływałam, ani nie przeprowadzałam egzorcyzmów. Poza wyżej opisanym, niczego więcej nie doświadczyłam.
To wszystko opisane strasznie chaotycznie, ale mam nadzieję, że można mnie zrozumieć.
|
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|